Są to zwolennicy „społeczeństwa otwartego” na każdy absurd, nowoczesności rozumianej jako wolność bez żenady lub rzecznicy wolności od rozumu i przyzwoitości oraz „transgresji” bez ograniczeń. Jak widać, wiele jest tych określeń, ale to, co wydaje się dla tych ludzi wspólne, to relatywizm histeryczny, bardzo emocjonalnie przeżywany pogląd o tym, że wszystko jest względne. Relatywizm histeryczny ma bardzo wiele postaci, od całkiem prostych do mocno złożonych. W istocie można jednak różne te postacie sprowadzić do prostych mechanizmów.
Relatywista cham bez pardonu wyklucza prawa innych ludzi do czegokolwiek, uważając, że wszystko mu się należy. W walce z mową nienawiści używa wobec adwersarzy najbardziej wulgarnych obelg. Nie musi czytać Maxa Stirnera, żeby uznać, że nie ma innych bogów poza nim. Takie przekonanie może on utrzymywać tak długo, jak nie napotka podobnego relatywisty chama, który zdzieli go po głowie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.