Nie oszczędził nawet jej rzekomo piskliwego głosu i zbyt częstej zmiany koloru włosów. Zarzucił jej też, że w 1940 r., wywieziona po sowieckiej agresji do Kazachstanu, radziła sobie i tam, wstępując do armii Berlinga i szkoły oficerów w Moskwie, zostając dzięki temu porucznikiem. Do Moskwy wysłano ją jednak rozkazem dowództwa, nie miała nic do gadania i nie myślała o żadnych awansach; jak większość ochotników do armii – zesłańców w łachmanach – chciała wyjść z nieludzkiej ziemi, choćby i z diabłem, nie umrzeć z głodu, jak wywiezione razem z nią jej matka i babcia, pochowane w kazachskim stepie. Jej brat Przemysław, przyszły pisarz, zdołał przedrzeć się do Andersa. Jej się nie udało. Armia Berlinga była więc jedyną szansą ocalenia.
Kolejnymi jej grzechami były według Dobosza małżeństwo z reżimowcem Putramentem i pełniona razem z nim misja dyplomatyczna w Bernie i Paryżu. Nie dodał, że związała się z nim jeszcze u Berlinga, chroniąc się przed obecnymi także tam gwałtami wyposzczonych i pijanych często „kolegów”, na które narażone były młode i ładne żołnierki.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.