Prof. Sytnik-Czetwertyński: Prawo i zdrowy rozsądek wystarcza, by świetnie organizować życie społeczne

Prof. Sytnik-Czetwertyński: Prawo i zdrowy rozsądek wystarcza, by świetnie organizować życie społeczne

Dodano: 
Lekarz. Zdj. ilustracyjne
Lekarz. Zdj. ilustracyjne Źródło: Pixabay
Proceduralizm nakazuje wypełniać przerażającą ilość formularzy. Człowiek, który fenomenalnie potrafi leczyć zostaje więc zaprzęgnięty do działań, których nigdy się nie uczył, a odciągnięty od zawodu, którego się wyuczył – gdzie tu sens? – mówi dr hab. Janusz Sytnik-Czetwertyński, prof. Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego (UKW) w Bydgoszczy (Instytut Filozofii) oraz Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie.

Dlaczego procedura może zabijać myślenie?

Mamy dwie opcje: wolność lub schemat. W człowieku charakterystyczna jest jego spontaniczność. To ona pozwala przekraczać utarte schematy i tworzyć idee. Jest odpowiedzialna za cywilizacyjny postęp. W dużym stopniu jest tym, co w nas najbardziej kreatywne. Spontaniczność jest więc obrazem naszej wolności.

Na drugim biegunie sytuuje się schematyczność, wyznaczanie linii postępowania, porządkowanie i organizacja życia społecznego. Tym zajmuje się prawo (po części i etyka). Równowaga tych dwóch obszarów jest odpowiedzialna za prawidłowe funkcjonowanie społeczeństwa.

A tymczasem jest inaczej.

Zauważmy rzecz następującą: społeczeństwo organizuje się według zasady wolność za bezpieczeństwo. W jej myśl oddajemy część swojej nieskrępowanej wolności, tej, która pozwalałaby człowiekowi na czynienie wszystkiego, co mu tylko przyjdzie do głowy, w zamian za nadzór państwa nad obszarem naszego bezpieczeństwa. W ten sposób prawo wyznacza każdemu ramy działania. Celem jest integracja społeczna. Przekroczenie praw wiąże się z możliwością kary. Przepisy nie mówią jednak o sposobach zachowywania się w sytuacjach konkretnych, a jedynie wyznaczają granice postępowania.

Tu wkracza proceduralizm, który próbuje zawęzić nasz sposób postępowania do poszczególnych ścieżek. Człowiek traci wówczas prawo wyboru swojego postępowania nawet, gdy jest ono w granicach prawa. Proceduralizm wprowadza w to miejsce konkretne algorytmy – jedyne możliwe. Jeśli istnieje piekło – to tak właśnie jest ono sformatowane: nie myśl a jedynie wybieraj ścieżki z puli narzuconych już z góry ciągów postępowania. To gorsze niż świat znany z lektur Orwella.

Wniosek jest następujący: prawo i zdrowy rozsądek wystarcza, by świetnie organizować życie społeczne. Procedury – jeśli w ogóle – winny dotyczyć jedynie obszarów wrażliwych i to wyłącznie w sytuacjach niezbędnych. Tymczasem procedury są wszędzie, niedługo nie będzie w Europie wolno już nawet oddychać bez odpowiedniej procedury.

Jak przywiązanie do proceduralizmu zabija postęp w obszarze polityki zdrowotnej?

Każdy lekarz, gdy staje się bardziej sprawny w zawodzie ma możliwość awansu, zostaje ordynatorem czy dyrektorem placówki medycznej. Wraz z tym zobowiązany jest jednak do gigantycznej sprawozdawczości z zakresu finansów, prawa, administracji, czy zarządzania. Proceduralizm nakazuje bowiem wypełniać przerażającą ilość formularzy. Człowiek, który fenomenalnie potrafi leczyć zostaje więc zaprzęgnięty do działań, których nigdy się nie uczył, a odciągnięty od zawodu, którego się wyuczył – gdzie tu sens? Im lepszy lekarz – tym większe jego angażowanie w sfery nie odpowiadające jego wykształceniu.

Szczerze powiem, że spośród wszystkich głupot proceduralizmu – ta, jest jedną z najbardziej kłujących w oczy. W ten sposób najlepsi lekarze nie mogą poświęcać dostatecznie dużo czasu na leczenie pacjentów. Z mojej obserwacji wynika, że stając się ordynatorem lekarz traci połowę możliwego czasu na leczenie pacjentów, a stając się dyrektorem – właściwie traci jakikolwiek kontakt z pacjentem.

Czy w ocenie Pana Profesora szeroko pojęte grupy interesów mogą być cichym promotorem proceduralizmu w międzynarodowych instytucjach, takich jak WHO czy UE? Jeśli tak, to z jakich powodów?

Proceduralizm to raj dla wszystkich grup nacisku. Jeśli uda się im wdrożyć procedurę, której wykonanie wymusza działanie zgodne z interesem takiej grupy, to właściwie może ona już liczyć zyski. WHO czy UE stają się w ten sposób platformami do realizacji zleceń. Pamiętam kompromitację WHO, które na początku pandemii nakazywało zdejmować, a zaraz potem pieczołowicie nakładać maseczki. Za każdym razem pojawiały się sprzeczne ze sobą argumenty, zupełnie tak, jakby rozwiązania te suflowały zmieniające się siły nacisku. To samo WHO ogranicza proceduralnie prawa osobom uzależnionym, chcącym poznać inne – być może mniej inwazyjne oferty, prócz ogólnie znanych – zupełnie tak, jakby stało na straży dotkliwości nałogu.

Najbardziej spektakularne wpadki procederalizmu wynikają jednak z działalności Unii Europejskiej, prostującej banany, zmieniającej ślimaka w rybę. Tu widać że proceduralizm jest częstokroć odpowiedzialny za produkcję fikcji. Europejscy urzędnicy nie zrozumieli bowiem tej prostej zasady, że treść logiczna nie musi mieć cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. Bajki też są logiczne, a przecież nie opowiadają o tym, co realne. Jest to zresztą największa bolączka dzisiejszej Europy, produkującej teorie nie mające nic wspólnego z prawdą, a która – jak powiedział Arystoteles – jest zgodnością wypowiedzi z rzeczywistością. Sama logika danej wypowiedzi o niczym jeszcze nie przesądza.

Czy w Pana ocenie wpływ Chin na politykę kluczowych instytucji zdrowotnych na świecie ma znaczenie dla obieranych przez nie kierunków i podejmowanych decyzji?

Nie trzeba być filozofem, by zauważyć rosnące naciski chińskiej polityki na międzynarodowe organizacje, również z zakresu szeroko pojętego zdrowia. Kluczem może być chęć utrzymywania niższej kondycji fizycznej i psychicznej społeczeństw Zachodu. Wszak to właśnie instytucje z zakresu zdrowia kreują narzędzia pozwalające sprostać problemom współczesności. Sednem każdego państwa jest przecież rozwój, który jest możliwy jedynie wówczas, gdy określona część społeczeństwa jest zdolna do podjęcia pracy na rzecz dobra danego narodu. Jeśli znaczna część społeczeństwa nie będzie posiadać należytej kondycji, to któż nas wówczas dowiedzie do pracy?, któż nas wyleczy? Któż nam wyprodukuje żywność, dobra i medykamenty? Któż znajdzie rozwiązania polityczne? A przede wszystkim kto nas militarnie obroni? Kto zapewni bezpieczeństwo publiczne? Takie działania, zmierzające do obniżenia kondycji społecznej, mogą mieć charakter nader delikatny i dotyczyć choćby sfery promocji zachowań ryzykownych, czy też utrzymywania dotychczasowego, niezdrowego stylu życia. Jak widać, WHO, ostatnimi czasy bardziej zainteresowało się zresztą polityką światopoglądową niż zdrowotną.

Czytaj też:
UOKiK nałożył na UPC Polska 12,6 mln zł kary
Czytaj też:
"Totalitaryzm u bram". Czarnek celnie punktuje wykładowcę UW

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także