W USA lekarz stosuje sztywne protokoły i boi się wyjść poza zatwierdzony przez urzędowe organy schemat. Nawet jeżeli twoje schorzenie nie pasuje do schematu i należałoby schemat ignorować, lekarz amerykański boi się odstąpić od zatwierdzonego protokołu. Czemu? Bo gdyby zabił pacjenta zgodnie z protokołem, to zasłoni się ubezpieczeniem lekarskim – zrobił wszystko zgodnie z procedurą, więc trudno postawić zarzuty. W sytuacji odwrotnej – gdyby pacjent został wyleczony, ale ktoś dowiedziałby się, że lekarz odszedł od zatwierdzonego schematu – lekarz może stracić licencję, ubezpieczenie i mieć kłopoty na poziomie PRZERAŻAJĄCYM. Czasami więc strach się u nich leczyć.
Dobrym przykładem jest ospa wietrzna u dzieci w wieku szkolnym. Mądry stary lekarz powie rodzicom, by nie robić nic, przechorować i cieszyć odpornością nabytą na całe życie. Współczesny lekarz amerykański każe się prewencyjnie zaszczepić, a gdyby ci zalecił, żebyś zamiast szczepienia posłał dziecko na modne kiedyś „przyjęcia ospowe”, byś posłał swoje zdrowe dziecko do dzieci chorych po to, by się zaraziło, przechorowało i uodporniło… No to go wsadzą za taką poradę. Roztropną, ale niezgodną z protokołem.
***
Protokoły medyczne zatwierdza władza, czyli w praktyce jakieś urzędasy na państwowych pensjach. Zastanów się, czy ufasz urzędasom? Ja nie ufam. I nie podoba mi się taki układ, że urząd (dowolny) ma prawo ingerencji w relację pacjent – lekarz. Uważam, że nikt nie powinien wsadzać nosa w moje osobiste stosunki z lekarzem, nie powinien decydować o tym, u kogo się leczę i jak się leczę. Ja i tylko ja powinienem być arbitrem ostatecznym. Gadam z lekarzem, on mi objaśnia, co chce zrobić, i potem to ja zatwierdzam procedurę – lub nie. Gdyby mi się coś nie podobało, zmieniam lekarza lub proszę o drugą opinię.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.