Toczący się w Chinach proces kard. Josepha Zena, który, jak się pierwotnie zdawało, mógł być sądzony nawet za zdradę, jest nie tylko porażką polityki Stolicy Apostolskiej, lecz także moralną klęską instytucji Kościoła. Jak inaczej nazwać sytuację z lipca br., kiedy to Parlament Europejski upomniał się o los sędziwego duchownego wobec przedłużającego się milczenia czynników watykańskich? W chwili obecnej wydaje się, że kardynał, który został aresztowany pod zarzutem „współpracy z obcymi siłami”, będzie sądzony za niezarejestrowanie na policji nieistniejącej już fundacji, która pomagała w opłacaniu kosztów leczenia uczestników prodemokratycznych protestów w Hongkongu i pomocy prawnej im udzielanej. Choć rzeczywisty powód represji jest mocno zredukowany wobec pierwotnych gróźb, to Chiny swoje cele już osiągają.
Nie wyklucza to oczywiście możliwości, że kardynał i tak zostanie poddany długotrwałemu procesowemu nękaniu, którego częścią mogą się okazać kolejne aresztowania, rozprawy, a może dalsze zmiany kwalifikacji czynu. Trzeba wiedzieć, że kard. Zen znajduje się jedynie warunkowo na wolności. Po tym, jak został aresztowany 11 maja br., wyszedł za kaucją, ale odebrano mu paszport. Nękanie Zena – zważywszy na to, że duchowny skończył już 90 lat – może mieć choćby i dożywotni charakter.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.