Nie chcę dyskutować ze świadomością – sierotą po PRL, ale w historii Polski tego dnia wydarzyło się bardzo wiele ważnych i godnych upamiętnienia wydarzeń. Do nich warto się odnosić i je wspominać, a nie krwawą rewolucję komunistyczną, która już w samej nazwie zawiera paradoks, bo przecież nazywa się "październikową", choć była w listopadzie.
Tymczasem 7 listopada to data wielkiego polskiego triumfu militarno-politycznego: właśnie tego dnia nasz hetman wielki koronny Jan Amor Tarnowski odbył triumfalny wjazd do Krakowa z licznymi jeńcami i wielkimi łupami po wspaniałej wiktorii w trakcie wojny z Mołdawianami o Pokucie – chodzi o bitwę pod Obertynem. Warto dzisiaj wspominać czasy, gdy polskie terytorium wraz z lennami było przeszło trzy razy większe od terytorium obecnego państwa polskiego: liczyło ono przed kilkoma wiekami około miliona kilometrów kwadratowych.
Jednym z największych polskich władców w naszych dziejach był król Stefan Batory – ten, który bił Rosję pod Pskowem i nie tylko, a przecież na króla Polski wybrany został właśnie 7 listopada: mówiąc ściśle właśnie w tym dniu w 1575 roku rozpoczął obrady sejm elekcyjny, który tym razem wybrał znacznie lepiej niż poprzednio (wtedy nieszczęsnego Henryka Walezego).
Dwa inne wydarzenia dotyczące wielkich Polaków miały miejsce poza naszymi granicami: w Watykanie i w Szwecji. Dzieliło je przeszło trzy wieki. Oto 7 listopada 1602 roku ojciec święty Klemens VIII wydał specjalną bullę, która ogłaszała świętym polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka (1458-1484). Po 309 latach na drugim krańcu Europy, komitet Nagrody Nobla ogłosił, że laureatem tej najbardziej prestiżowej – przynajmniej w świecie nauki, bo z polityką różnie bywało – nagrody w dziedzinie chemii została Maria Skłodowska-Curie, pierwsza kobieta na świecie z Nagrodą Nobla, którą zresztą otrzymała dwukrotnie (jako druga osoba na świecie).
Oczywiście 7 listopada to w narodowej historii nie tylko dzień chwały, ale też bywało, że dramatu. To przecież właśnie w tym dniu w 1612 roku skapitulowała polska załoga w Moskwie, na Kremlu. Dowódca polskiej załogi na oblężonym przez Rosjan Kremlu pułkownik Mikołaj Struś podjął tę decyzję ze względu na brak żywności, ale przede wszystkim uznając, że po zdobyciu przez Rosjan obsadzonego przez Polaków Kitajgrodu nie ma już szans na odsiecz dla naszych rodaków na kremlowskiej placówce. Tak, to smutna rocznica, ale jednak warto skonstatować, że aby oddać Kreml, trzeba go było najpierw zdobyć i przez lata utrzymywać. A to z kolei świadczy o chwale polskiego oręża i skuteczności polskiego państwa, jako że przecież nie udało się to nikomu w historii – ani Francji Napoleona w XIX wieku, ani Niemcom Hitlera w wieku XX.
To również ważna data w historii polskiego kościoła, bo 7 listopada 1922 roku papież Pius XI oficjalnie mianował polskiego księdza – późniejszego prymasa administratorem apostolskim w Katowicach – w tej części Diecezji Wrocławskiej, którą przyznano Polsce w wyniku plebiscytu będącego efektem powstań śląskich.
To również dzień, który powinien przypominać polską martyrologię: na początku niemieckiej okupacji Polski, właśnie 7 listopada 1939 roku na Wzgórzach Morzewskich w Wielkopolsce Niemcy zamordowali 39 Polaków, a w tym samym dniu, również w Wielkopolsce, w Kościanie, Niemcy rozstrzelali 45 mieszkańców.
W dziejach polskiej armii to również dzień ważny, bo 7 listopada 1939 roku prezydent RP na uchodźstwie Władysław Raczkiewicz mianował Generalnym Inspektorem Sił Zbrojnych i Naczelnym Wodzem generała Władysława Sikorskiego.
Czyż nie są to wszystko wydarzenia znacznie bardziej godne polskiej pamięci niż nieszczęsna, tragiczna rewolucja, która "urodziła" Związek Sowiecki?
Ryszard Czarnecki jest europosłem PiS, byłym wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.