Albowiem inflacja już w wysokości 16 proc. to nic innego jak gilotyna odcinająca i zabierająca każdemu pracującemu właśnie prawie dwie pensje w roku – niech będzie, że tę za listopad i tę za grudzień 2022 r., kiedy to musieliśmy – w istocie, czyli nie nominalnie, a realnie rzecz biorąc – pracować za darmo. A co dopiero inflacja w wysokości bez mała 18 proc., albo i 20 proc. – bo w tę stronę zmierza – która nas najpewniej wkrótce dopadnie?
Zaczynamy więc liczyć, o ile w ubiegłym roku już staliśmy się ubożsi. Zważywszy, że inflacja sięga niemal 18 proc. (tyle było w październiku i listopadzie 2022 r.), a płace wzrosły średnio o 13 proc., oznacza to, że przeciętnie zbiednieliśmy w ciągu ostatniego roku o 5 proc. A w lutym 2023 r. – tak przynajmniej szacują ekonomiści państwowego banku Pekao SA – trend ten pogłębi się jeszcze bardziej i spadek wartości płac realnych wyniesie aż 10 proc. A to oznacza, że na przykład ktoś, kto przez cały ten czas zarabia netto 5 tys. zł, to choć nominalnie nadal będzie wówczas dysponował 5 tys. zł, to realnie będzie mógł za nie kupić tyle, ile w lutym 2022 r. mógł kupić za 4,5 tys. zł.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.