Zresztą, co tam wizerunek, niewiele brakowało, a Pell spędziłby ostatnie lata swojego życia więzieniu i to za niewinność.
Pod pewnymi względami trwający kilka lat proces dotyczący oskarżenia kardynała o gwałt na dwóch ministrantach stał się podobnym - jak zauważył publicysta Filip Memches - do sprawy Dreyfusa, która podzieliła Francję pod koniec XIX wieku. Od pewnego momentu było praktycznie dla każdego przytomnego człowieka jasne, że oskarżenia wobec hierarchy są wyssane z palca i Pell nie jest winny. Jednak prawda w znacznym stopniu przestała mieć w jego procesie znaczenie, sednem sprawy okazała się fobiczna kampania przeciw Kościołowi. Ulegli jej nawet sędziowie, którzy wydając skazujący wyrok. Po prostu zignorowali logiczne i faktograficzne dziury w dowodzeniu oskarżenia.
Opinie kwestionujące znacznie prawdy w procesie Pella były formułowane wprost w bardzo obfitej publicystyce, która powstała wokół tego wydarzenia. Mówiono, że być może Pell jest niewinny, ale jako najbardziej znana i wybitna postać australijskiego
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.