Podłe czasy rodzą podłych bohaterów - tak sumuje bohatera swojej książki - Stepana Banderę - jej autor, Wiesław Romanowski. Wreszcie w Polsce pojawiła się biografia człowieka tak obecnego w polskiej historii i współczesnej debacie jak przywódca Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Postaci jednak prawie wcale nie opisanej rzetelnie i merytorycznie w piśmiennictwie dostępnym dla polskiego czytelnika.
Biografia wydana przez Demart nie jest opracowaniem naukowym. Jest esejem historycznym, ale bardzo solidnie opracowanym i płynnie napisanym. Zatem to lektura i pożyteczna, i przyjemna - o ile jej bohater może kojarzyć się z takim uczuciem. Bo Romanowski, przy całym zrozumieniu ukraińskich aspiracji narodowych i sympatii wobec nich, pisze o Banderze jednoznacznie, że była to postać całkowicie negatywna.
Często bywa tak, że po latach propagandy tak zakłamanej jak sowiecka, i przy animozjach między sąsiednimi narodami, kiełkuje pytanie, czy jakaś diabolizowana postać wcale nie była takim potworem. Że skoro w każdym zachodnioukraińskim mieście stanęły pomniki Bandery, to może my mamy problem z bardziej zniuansowaną oceną? Że może jest tak, jak np. z Romanem Dmowskim, czyli mamy do czynienia z postacią kontrowersyjną? Taką, gdzie wątki negatywne przeplatają się w życiorysie i dokonaniach z pozytywnymi. Zatem trudno ocenić ją jednoznacznie. Dobrze opisana przez Romanowskiego biografia Bandery nie pozostawia wątpliwości. Nasi sąsiedzi z zachodniej Ukrainy źle wybrali. Bandera nie powinien znaleźć się w ich panteonie narodowym. Ciąży na nim oczywiście - polityczna, nie osobista - odpowiedzialność za mordy na Polakach na Wołyniu i Podolu. Także na Żydach. To niezmiernie ważne, ale nie wyczerpuje listy zarzutów.
Bandera i pokolenie jego towarzyszy skierowały ukraiński ruch narodowy na manowce. W okolice bliskie mentalności totalitarnej i ich metod. Bezwzględnie to degenerujące, bo pokolenie Bandery zaczęło swoją działalność od ataku na starszą generację ukraińskich działaczy narodowych. Ludzi, którzy mieli doświadczenie z parlamentów wiedeńskiego i galicyjskiego, rosyjskiej Dumy, pracy organicznej i politycznej. Którzy jednocześnie byli weteranami walk o niepodległość Ukrainy po I wojnie światowej. Byli to ludzie o formacie porównywalnym z ojcami niepodległości Polski, Czechosłowacji i innych krajów regionu. Format Bandery to profil prowincjonalnych - pod względem mentalnym - bandziorów. Także dosłownie, bo jedną z pierwszych ofiar terroru był zasłużony dyrektor ukraińskiego liceum we Lwowie. Człowiek umiarkowany, ale i patriota, weteran walk o wolną Ukrainę. Zwolennik metod cywilizowanych, czyli nie akceptowanych przez Banderę i jego kolegów.
Paradoksem opisanym przez Romanowskiego jest to, że za legendę Bandery najbardziej odpowiedzialny jest ... Nikita Chruszczow. Gdyby sowiecki agent nie zamordował w 1959 r. w Monachium starzejącego się już lidera OUN nie byłoby tej pozytywnej na Ukrainie legendy. Bandera coraz mniej znaczył, stracił wpływy, żebrał o wsparcie, ale nikomu już nie był potrzebny, karlał w emigracyjnym światku.
Jedyna pretensja, którą trzeba zgłosić pod adresem tej książki to fakt, że jest ona stanowczo zbyt krótka. Ma wprawdzie 224 strony, ale to zbyt mało na pełne opisanie tej fascynującej problematyki. Pozostaje niedosyt. To ważne także dlatego, że debatujemy o polityce wschodniej, historii i wzajemnych stosunkach z Ukrainą pozbawieni podstawowego instrumentarium. Biografia Bandery pojawiła się stanowczo zbyt późno. A potrzeba jeszcze uczciwych (bo nieuczciwe już były) książek o metropolicie Szeptyckim, Symonie Petlurze, czy wreszcie Dmytro Doncowie. Ile w ogóle w Polsce osób wie dlaczego tak ważna jest ta ostatnia postać?
Wiesław Romanowski - „Bandera. Terrorysta z Galicji“ - wydawnictwo Demart;