To ten aspekt unijnej polityki klimatycznej, który najmocniej przebił się do zbiorowej świadomości. W miarę dobrze pod tym względem radzi sobie także dyrektywa EPBD o charakterystyce energetycznej budynków. Choć wciąż jedynie niewielka część Polaków rozumie, że wskutek jej wejścia w życie będzie musiała wpakować w swoje nieruchomości ogromne pieniądze, żeby doprowadzić je do standardu zeroemisyjności. Najbardziej poszkodowana będzie tu oczywiście – jak zwykle – klasa średnia. To ludzie, których stać było często na zbudowanie lub kupno na wtórnym rynku własnego domu, ale którzy z racji zbyt wysokich dochodów nie załapią się już na żadną formę państwowego dofinansowania sprostania unijnemu szaleństwu. Za to zapewne zostaną zmuszeni do tego, żeby w płaconych podatkach dołożyć się innym.
Na razie jednak umyka Polakom sprawa ETS II, który ma wejść w życie już za cztery lata. W ramach tego systemu opodatkowany zostaną transport oraz emisje budynków.
Nie będzie to oczywiście wyglądało tak, że każdy posiadacz samochodu lub administrator czy właściciel budynku opalanego olejem albo gazem będzie musiał co miesiąc opłacać podatek od emisji na specjalne konto. System będzie scentralizowany i nałoży po prostu na paliwa kolejny podatek.