• Tomasz CukiernikAutor:Tomasz Cukiernik

Wojna zbożowa

Dodano: 
Zbiory zboża. Zdj. ilustracyjne
Zbiory zboża. Zdj. ilustracyjne Źródło:PAP / Mateusz Marek
W wyniku zerwania przez Rosję umowy zbożowej nad polskim rolnictwem znowu zawisło niebezpieczeństwo nadmiernego importu ukraińskiego zboża.

Na początku wojny na Ukrainie Rosja zablokowała porty na Morzu Czarnym, w rezultacie czego eksport produktów rolnych tamtą trasą spadł do zera. Dopiero w lipcu 2022 r. doszło do porozumienia pomiędzy Rosją, Ukrainą, Turcją i ONZ. Na mocy Czarnomorskiej Inicjatywy Zbożowej kontynuowano eksport. Jednak stopniowo zmniejszały się wysyłane ilości produktów rolnych. Działo się tak dlatego, że przepisy utrudniają statkom szybkie przepłynięcie trasy, która na dodatek jest dość ryzykowna z powodu przebiegania przez strefę wojny. Aby pomóc Ukrainie w wojnie z Rosją, Unia Europejska otworzyła swoje granice dla ukraińskich towarów. Miało to fatalne konsekwencje dla niektórych rynków rolnych.

KRYZYS ZBOŻOWY

W kwietniu rozpętała się polityczna burza w sprawie eksportu ukraińskiego zboża (chodziło głównie o kukurydzę i pszenicę) do Polski, na Słowację, Węgry, do Rumunii i Bułgarii. Okazało się bowiem, że wysyłane tranzytem lądowym zboże, które miało być reeksportowane do pierwotnych odbiorców w Afryce czy na Bliskim Wschodzie, po zaniżonych cenach było sprzedawane w Polsce i w pozostałych krajach regionu. Okazało się przy tym, że jest to tzw. zboże techniczne, które nie nadaje się do spożycia, a mimo to było sprzedawane m.in. do młynów. Polskie władze zareagowały za późno, ale stanowczo, i zamknęły granice dla niektórych produktów rolnych z Ukrainy. Wtedy odezwali się eurokraci, stwierdzając, że polityka handlowa jest domeną Brukseli i Warszawa nie może sobie wprowadzać takich zakazów.

Artykuł został opublikowany w 31/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także