Dziewczyny, nie idźcie, tylko biegnijcie do…” – i tu pada nazwa sklepu. W ten sposób rozpoczynają się setki nagrań na platformie TikTok lub rolek na Instagramie, w których influencerki informują o kolejnym hicie, np. kosmetycznym, bez którego absolutnie nie można się obejść. W wielu przypadkach jest to po prostu reklama (w Polsce takowa musi być wyraźnie oznaczana, czego pilnuje UOKiK – na szczęście!), choć nie zawsze. Istnieje gros internetowych twórców, których główny content (tworzoną treść) stanowi właśnie testowanie różnych nowinek. Tak czy inaczej efekt jest jeden – użytkownik mediów społecznościowych jest zalewany tzw. polecajkami. W przypadku produktów droższych influencerzy niekoniecznie mówią wprost „Kup to!”. Najczęściej odbiorcy internetowych treści po prostu nasiąkają obrazkami czegoś, co akurat jest na topie. Widząc daną rzecz u kolejnej instagramowej lub tiktokowej gwiazdki, zaczynają odczuwać chęć jej posiadania. Nie dlatego, że to produkt najlepszy w swojej kategorii, ale dlatego, że jego zakup przybliża nas do świata, w którym, aby dobrze żyć, nie trzeba ciężko pracować.
Przykładem są słuchawki Apple AirPods Max, które swego czasu prezentował na zdjęciach co drugi influencer.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.