Przypominają mi się słowa piosenki Jana Tadeusza Stanisławskiego sprzed wielu lat. „Kształciła mnie matka na historii świadka. / Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama, bo cham to jest cham i boi się sam”. Z jednej strony obowiązek, by zapisywać i próbować rozumieć historię, nawet taką podłą. I zachęta, by chamstwu nie ustępować, tylko nazywać je po imieniu (ale: bez chamstwa!). Z drugiej jednak poczucie bezradności wobec zalewu tego kloacznego języka i emocji, które ma on budzić, by zastąpić ostatecznie argument racjonalny, próbę rozmowy jakimś krzykiem, który ma ją stłamsić. Krzykiem wulgarnym najlepiej: z dumą na piersi noszonymi, jak sowieckie ordery, ośmioma gwiazdkami.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.