Choć emocje ostatnio ucichły po wrześniowej serii dyplomatycznych kuksańców, to między Warszawą a Kijowem nadal wyczuwane jest napięcie. Wiele osób oceniało niedawno zwrot polityki Polski wobec Ukrainy jako populistyczne zagrania wpisane w kampanię wyborczą i próbę odzyskania przez PiS rosnącej grupy wyborców sceptycznie patrzących na bezwarunkowe wsparcie Ukrainy. To niepełny obraz sytuacji. Polska, odzierając retorykę wobec Ukrainy z moralności, wchodzi w zachodni mainstream.
Mimo ciepłych słów w stronę Niemiec (według Zełenskiego Niemcy zasługują na stałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ) kanclerz Scholz zablokował dostawy pocisków manewrujących Taurus, o które Ukraina prosi od maja. Co więcej, według PAP Berlin blokuje 3 mld euro pomocy finansowej z pakietu opiewającego na 9 mld euro. W Stanach Zjednoczonych kilka dni temu Kongres wyrzucił 6 mld dol. z wojskowego pakietu wsparcia dla Ukrainy, ograniczając go aż o 30 proc. przez presję republikanów. Litewski minister spraw zagranicznych stwierdził, że obserwuje zwolnienie tempa i coraz mniejszą pilność w zachodnim wsparciu dla Ukrainy, w tym więcej „biurokratycznego podejścia” do tej kwestii.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.