Sośnierz żegna się z Sejmem: Nigdy nie zszedłem z libertariańskiej drogi

Sośnierz żegna się z Sejmem: Nigdy nie zszedłem z libertariańskiej drogi

Dodano: 
Dobromir Sośnierz, były poseł Konfederacji
Dobromir Sośnierz, były poseł Konfederacji Źródło: PAP / Rafał Guz
Dobromir Sośnierz, jeden z najbardziej wolnościowych posłów Konfederacji i ostatniej kadencji Sejmu żegna się z parlamentem.

W związku ze sporem pomiędzy Wolnościowcami i Sławomirem Mentzenem Sośnierz stracił „jedynkę” na liście Konfederacji. Nowy szef Nowej Nadziei zorganizował prawybory, w których Sośnierz nie startował, jednak później panowie doszli do porozumienia i były europoseł ponownie dołączył do środowiska Konfederacji. Niebiorące czwarte miejsce w okręgu siedleckim nie wystarczyło, żeby odnowił mandat poselski.

Ponadto Konfederacja uzyskała w wyborach wynik niższy niż oczekiwano i nie wprowadziła do Sejmu żadnego kandydata z dalszych niż „jedynka” miejsc na listach.

Sośnierz dziękuje i przeprasza

Teraz polityk zamieścił w serwisie X post, w którym podsumował wyniki wyborów i zapowiedział, że w najbliższych tygodniach okaże się, co z jego dalszą drogą polityczną.

„Zacznijmy więc od tego że po prostu się nie udało. Nie udało się zrobić z czwórki jedynki. Nie udało się wyprzedzić lidera listy. A co za tym idzie nie udało się przedłużyć mojej pracy w Sejmie” – napisał parlamentarzysta.

„Niestety nie wystarczyło to, żeby zdobyć mandat, ale wystarczyło żeby zrobić całkiem dobry wynik, żeby z czwartego miejsca wyprzedzić kandydatów z dwójki i trójki, w tym miejscową posłankę dwóch kadencyj. Wystarczyło, żeby zdobyć prawie 11 tysięcy głosów, a w niektórych rejonach nawet przeskoczyć lidera listy (dzięki Ostrołęka ! dzięki Pułtusk ! dzięki Wyszków !)” – pisze dalej Sośnierz.

W dalszej części postu Sośnierz pisze m.in., że nie ustrzegł się w tej kampanii błędów. „na swoje usprawiedliwienie mam to, że podjąłem się bardzo trudnego zadania w bardzo krótkim czasie: startowałem w okręgu, którego wcześniej nie znałem, z odległego miejsca na liście, a ostateczne ustalenia zapadły niewiele ponad dwa miesiące przed wyborami. Z perspektywy czasu wiele rzeczy zrobiłbym inaczej i widzę, że dało się osiągnąć więcej, więc tym bardziej przykro mi, że ostatecznie nakłady nie przyniosły efektu” – dodaje.

Dalej przeprasza „za wszystkie rzeczy, które poszły nie tak, jak powinny — za błędy w głosowaniach (w szczególności za tę pomyłkę, która kosztowała mnie utratę pozycji lidera dwóch rankingów najbardziej wolnościowych posłów tej kadencji — omyłkowe głosowanie za tzw. stop LGBT), za inne zaniedbania i potknięcia, jak również za te sytuacje, w których przysparzałem swojej formacji kłopotów wizerunków”.

„Bo mimo że oczywiście większość tych skandali opierała się na informacjach głęboko zdeformowanych, to jednak wielu z nich można było uniknąć, zachowując więcej ostrożności. Szczególnie ostatnia afera z jedzeniem psów, która z pewnością napsuła nam wszystkim wiele krwi w kampanii, jest przykładem wypowiedzi, a w której merytorycznie nie było nic niewłaściwego czy nawet szczególnie kontrowersyjnego, jest przykładem ściągania na siebie zupełnie niepotrzebnej burzy” – ocenia.

Z perspektywy czasu wolnościowiec stwierdza, że „na pewno lepiej było ugryźć się w język niż wchodzić w zupełnie istotną polemikę, która wywołała absurdalną burzę, z którą musieliśmy się zmagać przez całą kampanię. I pewnie nie jest to jedyna sytuacja, w której mogłem zrobić coś znacznie lepiej” – czytamy.

Sośnierz: Nie zszedłem nigdy z libertariańskiej drogi

„Suma summarum wydaje mi się, że jednak swoją pracę wykonywałem powyżej średniej. Że przykładałem się do sprawdzania, nad czym właściwie głosujemy, co w Sejmie jest niestety rzadkością, że nie odstąpiłem od ideałów, które głosiłem przez wcześniejsze 30 lat poza Sejmem, że nie zszedłem nigdy z libertariańskiej drogi i nie zawiodłem tych, którzy znali moje poglądy. Bo że zawiodłem tych, którzy mają poglądy przeciwne, to poczytuję sobie za zasługę” – pisze Sośnierz.

„Natomiast o tym, czy i w jakim stopniu pozostanę w polityce, przekonamy się w najbliższych tygodniach” – dodaje.

facebook

Klub Konfederacji w Sejmie

Konfederacja wprowadzi do Sejmu 18 posłów. Siedmiu z Nowej Nadziei, sześciu z Ruchu Narodowego, czterech z Konfederacji Korony Polskiej i jednego bezpartyjnego.

Do Sejmu dostał się Stanisław Tyszka, który do Konfederacji dołączył pod koniec 2022 roku. Z listy toruńskiej mandat wywalczył Przemysław Wipler, który w latach 2013-15 był posłem z ramienia PiS-u. Nie należał do tej partii.

Pozostali przyszli posłowie NN zadebiutują w parlamencie. Z listy warszawskiej do Sejmu wejdzie współprzewodniczący Rady Liderów Konfederacji Sławomir Mentzen. Na Wiejskiej zasiądą również: Bartłomiej Pejo (Lublin), Bronisław Foltyn (Bielsko-Biała) i Ryszard Wilk (Nowy Sącz). Z Katowic mandat uzyskał także Grzegorz Płaczek, bezpartyjny, ale popierany przez Nową Nadzieję.

Pierwsze miejsce w niedzielnych wyborach do Sejmu zajęło Prawo i Sprawiedliwość, uzyskując 35,38 proc. (7 640 485 głosów), zaś na drugim miejscu uplasowała się Koalicja Obywatelska z 30,70 proc. poparcia (6 629 145 głosów).

Konfederacja powiększyła bazę wyborców o prawie 300 tysięcy.

Czytaj też:
Korwin-Mikke zapowiada "stosowne decyzje". "Nie chodzi o sprawy towarzyskie"
Czytaj też:
Znani posłowie poza Sejmem. Zobacz, którzy politycy stracą mandat

Źródło: X / Nczas / DoRzeczy.pl
Czytaj także