Ferdek Kiepski, popijając z małpki płyn wysokoprocentowy, zasiada na fotelu przed telewizorem, w którym miła Pani informuje: „W dniu dzisiejszym nastąpiła długo zapowiadana zmiana na stanowisku prezesa telewizji publicznej. Niestety, i tym razem nie obyło się bez przykrych incydentów”.
Na ekranie pojawia się obraz z gabinetu, w którym dwaj panowie i jedna pani próbują oderwać od biurka – dosłownie – odwoływanego prezesa. Ten trzyma się jednak rękami nóg mebla. Słychać okrzyki: „Ratujcie! Niemce mnie biją! Ręce precz od telewizji publicznej!”. „Stefan, dawaj go, za nogę, za nogę!”. Odwoływany prezes wskakuje na biurko i zaczyna okładać napastników rulonem papierów. Ferdek obserwuje tę scenę, szczerze rechocząc.
Prawdę mówiąc, ten rechot wydaje mi się teraz jedyną mądrą reakcją. Sam jestem w tej arcykomfortowej sytuacji, że w tej nawalance nie muszę ani nie czuję się w obowiązku brać którejkolwiek ze stron. Przypuszczam, że podobna jest reakcja wielu Polaków.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.