Unia Europejska ma problem. I widać to od zakończenia pandemii. Urzędnicy postawili sobie ambitne cele ograniczenia liczby ofiar śmiertelnych wypadków drogowych – w 2030 r. miałoby ich być o połowę mniej w Europie względem 2019 r. Jednak w latach 2014–2019 redukcja ta sięgnęła jedynie 6 proc. A do roku 2022 odnotowano w sumie jedynie dziewięcioprocentowy spadek zabitych na drogach.
Pandemia i zamrożenie ruchu pomogło w tej sprawie, ale w latach 2021-2022 odnotowano już znów wzrost zabitych. W 2022 r. życie w wypadkach na terenie UE straciło 20,7 tys. osób, co oznacza, że zginęło o 4 proc. więcej niż rok wcześniej. Liczba drogowych śmierci wzrosła w tym czasie w sumie w 19 krajach, a spadła – czasem tylko nieznacznie – w 13.
Owszem, gdyby na terenie UE nie podejmowano żadnych działań na drogach od 2013 r., trzeba by było powiększyć cmentarze aż o blisko 40 tys. nagrobków. Jednak cel, który miał zostać osiągnięty za siedem lat, mocno się oddalił. Bo oznaczałoby to, że co roku liczba wypadków śmiertelnych musiałaby w Unii spadać aż o 17 proc. To niemożliwe. Nawet kraje zapóźnione pod tym względem, które mogą jeszcze mocno poprawić poziom bezpieczeństwa drogowego, nie wystarczą.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.