Bezpieczeństwo w państwach wschodniej flanki NATO jest obecnie zdeterminowane wojną Rosji na Ukrainie. W regionie narastają obawy, że Władimir Putin może wystawić na próbę determinację Sojuszu za pomocą prowokacji, a nawet bezpośrednim atakiem na państwa bałtyckie.
"Ostatnie miesiące przyniosły lawinę ostrzeżeń o możliwym rosyjskim ataku na NATO w nadchodzącej dekadzie. Uderzające jest to, że nie tylko Wilno, Ryga i Tallinn podniosły alarm, ale także ministrowie w Sztokholmie, Berlinie i Londynie. Wszyscy przewidują możliwą konfrontację w ciągu dwóch-ośmiu lat. Przywódcy regionalni postrzegają trzy państwa bałtyckie – z ich niewielkim terytorium i wąskimi powiązaniami lądowymi z resztą NATO – jako miejsce, w którym ośmielony Putin mógłby spróbować przetestować jedność Sojuszu” – czytamy w "Financial Times".
Obawy te pogłębia perspektywa powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu po wyborach prezydenckich w USA. Jak stwierdził Janis Kajocins, były doradca Łotwy ds. bezpieczeństwa narodowego i były szef łotewskiej Służby Wywiadu Zagranicznego, Rosja może wykorzystać prezydenturę Trumpa do pokazania, że NATO jest całkowicie podzielone, a miejscem prowokacji będą państwa bałtyckie.
Dwa możliwe scenariusze
Kajocins widzi dwa możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń w najbliższej przyszłości. Pierwszy będzie mieć miejsce wtedy, gdy Rosja odniesie sukces na Ukrainie i spróbuje wykorzystać osłabiony Zachód. – Sposobem na osiągnięcie tego jest nagły atak na kraje bałtyckie, po którym następuje realne zagrożenie nuklearne – powiedział.
W drugim przypadku, jeśli Ukraina i Zachód utrzymają jedność, Rosja może próbować odwrócić uwagę od prowokacji, stwarzając dziesiątki okazji do ataków hybrydowych, od sabotażu i zabójstw po podburzanie lokalnej ludności rosyjskojęzycznej.
Czytaj też:
Polska odda swoje systemy Patriot Ukrainie? Dla MON sprawa jest jasnaCzytaj też:
Pogarsza się sytuacja ukraińskiej armii. Wojskowi mówią o najgorszym scenariuszu