Tak naprawdę, zachowując czujność, nie lekceważąc zagrożenia i stosując działania profilaktyczne, można naprawdę bezpiecznie podróżować wszędzie. Zdarza się często, że będąc już na pokładzie samolotu, ogarnia nas niepokój, czy nie zapomnieliśmy w domu zamknąć dopływu gazu, elektryczności, lub wody. Czy włączyliśmy system alarmowy albo czy na pewno zamknęliśmy na klucz drzwi wejściowe? To oznacza, że bezpieczeństwo podróży zaczyna się jeszcze we własnym domu.
Człowiek z reguły wpada w kłopoty, bo nie zachował racjonalnej ostrożności i pogwałcił podstawowe normy bezpieczeństwa. Nie dostrzegł w porę znaków ostrzegawczych, zapomniał o należytej powściągliwości i zasadzie ograniczonego zaufania. Zamożność i egoizm dały nam zbyt silne poczucie własnego bezpieczeństwa, które zawodzi przy pierwszym napotkanym zagrożeniu. Wtedy łatwo dostrzec, że zdobycze cywilizacji przytępiły naturalne instynkty i często nie jesteśmy w stanie ułowić potencjalnych pułapek i w konsekwencji stajemy się bezbronni nawet w banalnej sytuacji. Gubi nas też czynnik psychologiczny, który Amerykanie nazywają „zasadą zaprzeczenia”. Człowiek wierzy, że nieszczęście przydarza się komuś obok, a nie jemu. Nieraz rozczula się nawet nad losem ofiar wypadków, ale nie dopuszcza myśli, że to samo mogłoby spotkać jego samego. A życie pokazuje, że tak się zdarza.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.