Z INNEJ PERSPEKTYWY | Wciąż poszukuję pierwiosnków nadziei w popkulturowym półświatku zdominowanym przez koryfeuszy nowego, wspaniałego świata.
Taką nadzieję dała mi ostatnio… Królewna Śnieżka. A raczej wytwórnia Disney. A ujmując rzecz precyzyjniej: odbiorcy filmów powszechnie szanowanej niegdyś amerykańskiej wytwórni.
Otóż firma pozostająca matką Myszki Miki, Kaczora Donalda, Króla Lwa, Gumisiów i Małej Syrenki, a także gustu i wyobraźni milionów ludzi różnych pokoleń, postanowiła stać się matką chrzestną kulturowej rewolucji. Tym, czym Netflix jest dla dorosłych. To dlatego od lat ludzie tej wytwórni wydają się wręcz ścigać w pomysłach na to, kto bardziej kuriozalnie wciśnie rozmaite elementy „kultury różnorodności” do bajek i filmów.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.