Ktokolwiek zainspirował media do przyjrzenia się dochodom wiceministra sprawiedliwości Arkadiusza Myrchy i jego żony, Kingi Gajewskiej (zastanowimy się nad tym za chwilę), wskazał im w istocie właściwie gotowy scenariusz na serial. Najpierw były – choć w chronologii ujawniania, w miarę budowania napięcia, pojawią się dopiero później – liczne wypowiedzi pani Gajewskiej z poprzedniej kadencji, w których chętnie i namiętnie oskarżała „pisowców” o „dojenie państwa”.
Wart przypomnienia jest też jej występ z kampanii wyborczej, gdyż już wtedy pani Kinga, mimo pozorów osoby niezbyt bystrej (Co pani poseł ostatnio czytała? „Annę Kareninę” Bułhakowa), okazała się nad wyraz cwana. Pojawiła się na wiecu wyborczym przeciwników, by go aktywnie zagłuszać, co jest przestępstwem, interweniowała więc chroniąca wiec policja. Pani Gajewska odmówiła okazania dokumentów, przez co policjant musiał ją zabrać do radiowozu. Dopiero wtedy wyjęła legitymację poselską, by z radiowozu, w którym tak naprawdę spędziła zaledwie chwilę, wyjść jako męczennica. Informacja o tym, że PiS-owski reżim z pogwałceniem immunitetu aresztował posłankę opozycji, obiegła wtedy wszystkie wiodące światowe media.
Mąż pani Gajewskiej też dał się poznać opinii publicznej w sytuacji raczej ośmieszającej – kiedy pytany o imiona Trzech Króli nazwał ich „Kacper, Melchior i Belzebub”. W istocie jednak Arkadiusz Myrcha – nawiasem mówiąc, też chętnie krytykujący PiS za „dojenie państwa” i kibicujący „oczyszczaniu” kraju z „pisowskiej szarańczy” – okazał się nadspodziewanie ogarnięty i szybko zrobiwszy doktorat z prawa, który jeszcze odegra w serialowej dramaturgii znaczącą rolę, po wyborczym zwycięstwie „obozu demokratycznego” załapał się jako jeden z ponad 100 koalicyjnych wiceministrów. Żeby wprowadzić do scenariusza element komiczny: w resorcie sprawiedliwości.
Dwie dopłaty do mieszkania
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.