Viggo Mortensen (pamiętny Aragorn z „Władcy Pierścieni”) zrobił przy tym filmie niemal wszystko: napisał go, wyreżyserował, wyprodukował, a nawet skomponował ścieżkę dźwiękową. No i jeszcze zagrał główną rolę. A mimo to jest to przede wszystkim film fenomenalnej Vicky Krieps, aktorki, którą pamiętamy przede wszystkim ze znakomitej roli u Paula Thomasa Andersona („Nić widmo”, 2017). Stawiam tezę, że w „The Dead Don’t Hurt” (właśnie trafia do polskich kin) jest równie dobra.
Dostajemy więc western, w którym centralną figurą jest kobieta. Czy to znaczy, że western feministyczny? Rewizjonistyczny? Antywestern? Otóż nie, jest to tradycyjna opowieść o zemście, jedynie opowiedziana w zaskakujący sposób. Fabuła nie jest
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.