PŁYWANIE W KISIELU | Staropolski obyczaj nakazuje, by, gdy kto umrze, do czasu pogrzebu mówić tylko o jego cnotach i zasługach albo się od mówienia o nim powstrzymać.
Dlatego o kulcie, którym lewicowo-liberalne media i salony otaczały zmarłego niedawno Mariana Turskiego, piszę z pewnym opóźnieniem. Nie chcę ujmować szacunku należnego świadkowi straszliwych czasów, ale uczynienie go, tylko z racji tego, że był więźniem Auschwitz i przeżył, najwyższym autorytetem, a z tym wszystkim pałką do okładania politycznych wrogów jest zbyt charakterystyczne, by nie zaprotestować.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.