"Fakt” wywołał oburzenie swoją okładką, na której zamieścił zdjęcie zakrwawionej 10-letniej dziewczynki, uderzonej siekierą przez napastnika w Kamiennej Górze. Uraz był zbyt poważny: dziecka nie udało się uratować, zmarło w szpitalu.
Tabloid nie miał jednak skrupułów, by epatować tragedią. Kalkulacja jest w tym przypadku bardzo prosta. Z jednej strony kilka negatywnych komentarzy w mainstreamowych mediach, kilkaset tweetów, Trzy dni wypełnione głosami sprzeciwu i potępienia. Z drugiej zaś 50, 70, a może 100 tys. czytelników, którzy tego właśnie oczekują od brukowej prasy: krwi, zapachu śmierci, skandalu, seksu, nagości. Czy są jakieś granice? Dla tabloidów nie ma. Wiemy to od dawna, tylko udajemy, że nie wiemy. Po to, by się rytualnie pooburzać i wykreować się na obrońców „etycznego dziennikarstwa”.
Wszystko się zgadza: „Fakt” po raz kolejny przekroczył granicę zbydlęcenia i jak najbardziej zasłużył na gromy. Problem polega jednak na tym, że w dobie dominacji mediów elektronicznych – szybkich, lekkich i przyjemnych – dotychczasową rolę tabloidów przejęły portale internetowe. Od Onetu, przez Wirtualną Polskę, do najróżniejszych Pudelków i Deserów. Gorące newsy ze świata celebrytów, odkryte dekolty, romanse i rozwody. To już życie codziennie mediów. Wszystkich, nie tylko prasy brukowej. Nic dziwnego, że „Fakt” i inne tego typu wydawnictwa szukają swojego miejsca, przesuwając granice obrzydliwości. Dalej, dalej, jeszcze dalej. Im więcej gołych piersi na Gazeta.pl, tym więcej krwi w „Fakcie”. Im bardziej żenujące teksty w Interii, tym bardziej ohydne rozkładówki w „Super Expressie”. Tego trendu nie da się już zatrzymać.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.