DoRzeczy.pl: Widzimy, jakie zarzuty kierowane są pod adresem wiceministra spraw zagranicznych Andrzeja Szejny. Dziś doradca prezydenta Andrzeja Dudy, Stanisław Żaryn, poinformował, że ABW ma wobec niego zastrzeżenia, których nie da się usunąć, co najprawdopodobniej oznacza, że nie otrzyma on poświadczenia bezpieczeństwa. Jak pan to komentuje?
Marcin Przydacz: Ta sprawa obciąża nie tylko samego Andrzeja Szejnę, ale również ministra Sikorskiego, który zgodził się, aby był on jego zastępcą i reprezentował Polskę. Możemy sobie wyobrazić, jak ta reprezentacja wyglądała w sytuacji, gdy osoba ta miała ewidentne problemy z alkoholem. To jednak także obciąża premiera Tuska, który jako szef rządu musiał być tego świadomy. Podobnie jak kierownictwo Lewicy, które rekomendowało Szejnę na stanowisko wiceministra, a jednocześnie kupowało alkomaty, by sprawdzać, czy jest w stanie brać udział w głosowaniach w polskim Sejmie.
Czyli Andrzej Szejna już dawno powinien zostać odwołany, ale z przyczyn politycznych tak się nie stało?
Moim zdaniem kierownictwo koalicji rządzącej uznało, że dopóki media się tym nie interesują, będą starali się zamiatać sprawę pod dywan w imię politycznej stabilności w koalicji. Obawiano się, że jego odwołanie może spowodować reperkusje, na przykład brak jednego głosu na rzecz rządu Donalda Tuska. Skoro media tego jeszcze nie nagłośniły, można było udawać, że nic się nie dzieje. Gdyby nie publikacja Wirtualnej Polski, najpewniej Andrzej Szejna nadal pełniłby swoją funkcję, stanowiąc – w moim przekonaniu – zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Polityczne interesy wzięły górę nad bezpieczeństwem Polski i jej prestiżem. Mówimy o wiceministrze spraw zagranicznych, czyli osobie, która reprezentuje Polskę za granicą, spotyka się z ministrami, wiceministrami, towarzyszy prezydentom i premierom w różnych spotkaniach oraz kontaktuje się z ambasadorami. Trudno w takiej sytuacji mówić o budowie prestiżu – częściej był to po prostu wstyd dla państwa polskiego.
To jedna kwestia, ale chyba jest tu też zagrożenie dla bezpieczeństwa. Wiemy, jak działają służby obcych państw – takie osoby są narażone na działania wywiadowcze i stanowią łatwy cel.
Zdecydowanie tak. Wiceminister polskiej dyplomacji, mający dostęp do największych tajemnic państwowych, jest naturalnym celem dla służb obcych państw, które chętnie szukają na takich ludzi kompromitujących materiałów. Mam tu na myśli wywiady wrogich nam krajów, które chciałyby pozyskać kluczowe informacje. Przeszłość i obecne zachowania Andrzeja Szejny mogły być podstawą do prób wywierania na niego nacisków czy wręcz szantażu w celu zdobycia poufnych danych. Warto też zwrócić uwagę na jego kontrowersyjne wypowiedzi, szczególnie te dotyczące Chin. Szejna wielokrotnie wyrażał się pozytywnie o Komunistycznej Partii Chin, twierdząc, że Polska powinna się na niej wzorować. Jego polityczny życiorys jest pełen wątków związanych z Chinami. Równie zastanawiający był jego udział w sprawie tzw. "Nocnych Wilków" – grupy motocyklistów związanych z Władimirem Putinem, którzy chcieli prowokacyjnie przejechać przez Polskę. Choć polskie władze krytycznie podeszły do tej inicjatywy, Szejna chciał ich powitać. Widać więc wyraźnie, że ma pewne sympatie wobec państw autorytarnych. Pytanie brzmi – skąd one się biorą? Nie przesądzam tego, ale sądzę, że służby powinny to zbadać. Problem polega na tym, że są one upolitycznione i nawet nie potrafiły wydać jednoznacznie negatywnej decyzji w sprawie jego poświadczenia bezpieczeństwa. Zamiast tego przeciągały sprawę, licząc, że rozwiąże się sama.
Czytaj też:
Szef MON: Umowa na zakup 111 Borsuków podpisanaCzytaj też:
Debata Nawrocki-Trzaskowski. Szef sztabu zabrał głos
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.