Radosław Wojtas: Jesień 1985 r. Przyjeżdża pan profesor z gorącej i kolorowej Brazylii do kraju za żelazną kurtyną, w którym zimą temperatury spadają do –30 st. C, w którym panuje dyktatura, a na gości z Zachodu zostających tu na dłużej władza patrzy podejrzliwie i zachodzi w głowę: szpieg czy wariat?
Prof. dr hab. José Maria Florêncio: Ani szpieg, ani wariat. Zresztą nie przyjechałem na tak długo, bo na rok, dwa lata.
A niebawem minie lat 40. Zanim zapytam, dlaczego pan został, proszę powiedzieć, dlaczego pan przyjechał?
Ta historia zaczyna się parę lat wcześniej, kiedy wyjechałem z rodzinnego miasta i jako młody człowiek podjąłem pracę altowiolisty w jednej z najlepszych wówczas orkiestr w Brazylii: OSMG – Orquestra Sinfônica de Minas Gerais. Płacili bardzo dobrze, dzięki czemu mogłem spełniać swoje cele i marzenia. Nauczałem altówki, podjąłem studia dyrygenckie, stworzyłem fundację i własną orkiestrę, kształciłem się w Brazylii, Nowym Jorku i Wiedniu… W wieku 20 lat byłem już cenionym muzykiem o stabilnej sytuacji finansowej. OSMG tworzyli muzycy 17 różnych narodowości.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.