Mam jednak głębokie przekonanie, że w rzeczywistości żadna pani Adriana Porowska nie istnieje. Mamy po prostu do czynienia z zaawansowanym – choć dzisiaj to już żadna nowość w gruncie rzeczy – modelem językowym sztucznej inteligencji i jego awatarem.
Skąd to przekonanie?
Po pierwsze – nie jest przecież możliwe, żeby naprawdę istniał urząd tak skrajnie absurdalny jak „ministra ds. społeczeństwa obywatelskiego”. Jest to przecież oksymoron. Owo „społeczeństwo obywatelskie” ma składać się ze spontanicznie tworzonych oddolnie ruchów, po co więc jakiś minister? Co taki minister mógłby robić? Równie dobrze moglibyśmy stworzyć Ministerstwo ds. Zarządzania Wolnym Rynkiem.
Po drugie – i to jest dowód poważniejszy – model językowy „Adriana Porowska” generuje z siebie elukubracje, które cechuje specyficzny, zautomatyzowany i aindywidualny styl. Wskazuje to, iż model językowy „Adriana Porowska” został zaprogramowany i zasilony odpowiednim wkładem przez specjalistów, którzy czerpali obficie z wypowiedzi osób takich jak pan Adam Bodnar, pani Barbara Nowacka, a okazjonalnie panowie Bilewicz czy Sadurski.