RADOSŁAW WOJTAS: Czy jako potomkowi Mikołaja Czarnego, któremu w 1547 r. cesarz Karol V Habsburg nadał tytuł książęcy, wciąż on panu przysługuje? Czy zdarza się, że ktoś zwraca się do pana per książę?
MACIEJ RADZIWIŁŁ: Nikt z mojej rodziny nie używa tytułu, to anachronizm, ale faktycznie chyba tylko cesarz mógłby nam ten tytuł odebrać. W Polsce to rzadkość, by ktoś mnie tytułował księciem. Mam zresztą na ten temat pewną teorię, o której wspominam w książce „Radziwiłł” wydanej przez Iskry. U nas tytuły w mediach pojawiają się w dwóch przypadkach. Pierwszy: gdy przyjeżdża ktoś z polskiej rodziny arystokratycznej, kto mieszka na stałe za granicą. Drugi: gdy ktoś coś przeskrobał, wplątał się w skandal, a najlepiej – został aresztowany. Tytuł staje się wyzwiskiem. Wtedy nagłówki krzyczą o „hrabim” lub „księciu”, tytuł pojawia się natychmiast. Polska ma silną tradycję szlacheckiego egalitaryzmu. Były przecież różne pomysły, żeby w ogóle zabronić używania tytułów. Często przywołuje się w tym kontekście konstytucję marcową z 1921 r., zazwyczaj nie znając jej treści – ona tytułów nikomu nie odbierała. Zresztą powoływanie się dziś na ten akt prawny jest o tyle śmieszne, że ta konstytucja po prostu już nie obowiązuje.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
