Impreza w klimacie muzycznym Depeche Mode i The Cure, więc trochę ludzi młodych i trochę w moim wieku, klimat znakomity, tańce jak za dawnych lat, naturalnie, swobodnie i miło. Bawimy się w swoim gronie i nagle w środku tańca i zabawy podchodzi do mnie młoda kobieta – miła powierzchowność, długie włosy, okulary i pyta mnie: „Jak ja, z moimi poglądami mogę się bawić w TAKIM miejscu”.
"W końcu to impreza"
Takim miejscu... otóż miejsce, to zwyczajny, przyjemny klub z oldschoolową muzyką, fajnymi ludźmi i pozytywną atmosferą. Obca osoba w trakcie prywatnej zabawy, wchodzi w środek prywatnego grona i sędziowskim tonem zadaje mi takie pytanie, bezceremonialnie zwracając się do mnie na „ty”. Pierwszy raz widzę kobietę na oczy, ona się nie przedstawia, nie pyta czy może ze mną porozmawiać tylko rzuca oskarżenie, jakbym to ja weszła nieproszona do jej domu. Dziwne trochę, pomyślałam. Ale może poczuła się zbyt swobodnie, w końcu to impreza.
Początkowo próbowałam kobietę zignorować, nie chciałam wchodzić w jakiekolwiek dyskusje. Uśmiechnęłam się, zbyłam tę nieprzyjemną zaczepkę jakąś błahą odpowiedzią i wróciłam do Depeche Mode, którzy zdaje się akurat śpiewali „Leave in Silence”.
Kobieta jednak była uporczywa, coraz śmielej atakowała mnie swoimi pytaniami, które mniej więcej brzmiały podobnie i dotyczyły mniej więcej tego, jak ja śmiem bawić się w takim fajnym miejscu, skoro pracuję w Telewizji Publicznej. Na marginesie – cały czas zwracała się do mnie per Ty, choć nawet na oko widać było, że jestem od niej starsza. Świadkiem tej sceny była moja córka i jej przyjaciółka, obie zdziwione i trochę speszone całą sytuacją.
Jakie mam poglądy
Kiedy w końcu próbowałam ustalić o jakie dokładnie poglądy jej chodzi, odparła tylko, że o poglądy mojego pracodawcy. I o moje w zasadzie też. – Czy Pani zna moje poglądy – zapytałam w końcu. – No tak, sądzę że są takie jak pani szefów. – Moich poglądów nie zmieniłam od 25 lat – odparłam, dodając, że łatwo to sprawdzić.
Chyba nie była to dla niej wystarczająca odpowiedź, atakowała bowiem dalej chcąc chyba żebym wyszła albo zaczęła przepraszać za to co myślę i w co wierzę. Muzyka grała głośno, wokół ludzie ze szklankami piwa w dłoni, pulsujące światło i ogólna radość a ja mam się tłumaczyć obcej, agresywnej kobiecie! Nie muszę wspominać, że po uroczystej atmosferze nie został ślad. W końcu postanowiłam wyjść, było już zresztą dość późno. Zatrzymałam się jeszcze na chwilę przed szatnią i wtedy ta osoba podeszła do mnie raz jeszcze. Powiedziałam jej, że właśnie zdewastowała miłą, rodzinną uroczystość. Kobieta przeprosiła mnie, jednak z zastrzeżeniem, że i tak jestem odpowiedzialna za treści prezentowane przez całą Telewizję Polską, a nawet PIS.
– Przepraszam Cię (dalej mówiła do mnie na „ty”) ale chyba rozumiesz, że i tak nie masz racji – tak to mniej więcej brzmiało.
W końcu zapytana przez mnie czym się zajmuje, powiedziała, że od ponad 20 lat pisze, więc domyśliłam się, że chyba jest dziennikarką. Dziennikarką, czyli osobą opiniotwórczą, inteligencją, można by rzec. Zapewne wiele artykułów napisała także o mowie nienawiści – tak sądzę.
Smutną i dodatkowo wymowną okolicznością zdarzenia był fakt, że cała sytuacja miała miejsce kilka godzin po zakończeniu żałoby narodowej po śmierci Pawła Adamowicza. Jeżeli normy społeczne, zasady kultury osobistej, takt i szacunek do drugiego człowieka będzie można tak łatwo przekraczać i deptać to nie pomogą miliony hasztagów i zapewnień, że jesteśmy przeciw mowie nienawiści. Obłuda, kłamstwo i odwrócenie porządku – tym jest dla nie opisane powyżej zachowanie.
„uderzam w deskę
a ona podpowiada
suchy poemat moralisty
tak - tak
nie – nie”
Tak pisał w „Kołatce” Zbigniew Herbert. Czyż nie jest on lekturą obowiązkową?
Anna Popek
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.