A jednak Betlejem. Dlaczego współcześni krytycy tak bardzo się mylą
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

A jednak Betlejem. Dlaczego współcześni krytycy tak bardzo się mylą

Dodano: 
Oznaczenie miejsca narodzin Jezusa w grocie pod kościołem Narodzenia Pańskiego w Betlejem
Oznaczenie miejsca narodzin Jezusa w grocie pod kościołem Narodzenia Pańskiego w BetlejemŹródło:PAP / ATEF SAFADI
W żadnym innym dniu myśli wszystkich chrześcijan nie skupiają się tak mocno na jednym miejscu - na starożytnym Betlejem, mieście Dawidowym, gdzie miał na świat przyjść Zbawiciel. Dzieje się tak od 2000 lat.

Przynajmniej od początku XIII wieku, kiedy to święty Franciszek z Asyżu zbudował pierwszą, Bożonarodzeniową szopkę, obraz towarzyszących Chrystusowi zwierząt w betlejemskiej szopie opanował zbiorową wyobraźnię łacińskiego chrześcijaństwa. Jest on tak mocny, że nie zatarły go ani prześladowania, ani, zjawisko szczególnie charakterystyczne w ostatnich latach, różne pseudonaukowe próby negacji.

Mimo, że od dziesiątków lat liberalni, postępowi, krytyczni egzegeci dwoją się i troją, by pamięć o narodzinach w Betlejem zniknęła, efekt ich aktywności jest mizerny. Wiara okazuje się silniejsza. Może dlatego, że oparta jest na rozumie i wiedzy? Jeśli chodzi o miejsce narodzin Jezusa rację ma ogół wiernych. W błędzie są ci, którzy ten przekaz Nowego Testamentu próbują podważyć. Przypomnę tu fragment mojej książki „Kto fałszuje Jezusa?”, gdzie zająłem się tak zarzutami krytyków, jak też wykazaniem, że są one niesłuszne.

Zginęło w przekazie

Patrząc na wysyp tekstów i książek autorów, którzy starają się zanegować narodziny Jezusa w Betlejem, ktoś mógłby uznać, że powodem tego są nowe odkrycia archeologiczne lub nowe, nieznane dokumenty, które na Jego narodzin rzucałyby całkiem inne światło. Nic z tych rzeczy. Przeciwnie, jeśli uznać, że nasza wiedza na temat funkcjonowania systemu rzymskiego jest obecnie większa niż wcześniej, to powinno to prowadzić do odrzucenia wcześniej wysuwanych wątpliwości. Jest dokładnie odwrotnie, tak jak to pokazałem w pierwszej części książki. Narodziny w Betlejem neguje się dziś z kilku powodów.

Po pierwsze, zgoda na to, że Jezus tam się urodził, mogłaby pociągać za sobą uznanie, iż faktycznie w ten sposób wypełniło się proroctwo. Skoro racjonaliści z góry je odrzucają, będą negować też narodziny w Betlejem. Ich zdaniem Bóg nie istnieje, nie mógł zatem ani niczego zaplanować, ani tym bardziej przepowiedzieć, ani, co jest kolejnym wnioskiem, sprawić. Istnieją jedynie ludzkie wyobrażenia, stany świadomości i pragnienia, mylnie brane za zapis Bożych interwencji. Jeśli zatem dzieje się coś, co takim oczekiwaniom odpowiada, to najwyraźniej znaczy to, że jednej fantazji odpowiada inna.

Ale jest i drugi powód: coraz większa niechęć chrześcijańskich teologów do posługiwania się proroctwami jako argumentem na rzecz prawdy Ewangelii. „Na nieszczęście w ostatnich latach coraz częściej usiłuje się w niektórych kręgach pisać na nowo historię judaizmu w taki sposób, by pokazać, że judaizm, łącznie z judaizmem czasów Chrystusa, nigdy nie skupiał się na przyjściu Mesjasza. W niektórych przypadkach podejście takie jest inspirowane modernizmem, którego wyznawcy mają ogromną trudność w uznaniu roli nadprzyrodzonej interwencji w sprawy ludzkości. Jednakże może to być też podyktowane chęcią powstrzymania Żydów od rozważania roszczeń chrześcijaństwa” (lok. 844). Chrześcijańscy teologowie, a wśród nich coraz częściej katolicy i liberalni protestanci, tak bardzo boją się zarzutu o niedocenienie judaizmu (współczesnego), że na wszelki wypadek porzucają i negują własną Tradycję.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także