Ks. Wiśniewski z Papui Nowej Gwinei: Czarodzieje promują tu aborcję

Ks. Wiśniewski z Papui Nowej Gwinei: Czarodzieje promują tu aborcję

Dodano: 
Ks. Jarosław Wróblewski
Ks. Jarosław Wróblewski Źródło:DoRzeczy.pl
Pozostałością po dawnych wierzeniach są tzw. czarodzieje, którzy promują praktyki związane z zabijaniem dzieci nienarodzonych. Wykorzystując ziołowe specyfiki, narażają kobiety na niebezpieczeństwo, często prowadząc do tragicznych konsekwencji, zarówno dla matki, jak i dziecka – opowiada ks. Jarosław Wiśniewski, misjonarz Rosji, Uzbekistanu, Ukrainy od lat głoszący dobrą Nowinę wśród Papuasów.

DoRzeczy.pl: Jak zaczęła się księdza przygoda z misjonarstwem w Papui-Nowej Gwinei?

Ks. Jarosław Wiśniewski: Cóż, z pewnością mój czas spędzony w Rosji, na Sachalinie, w towarzystwie "zjaponizowanych Koreańczyków", pozostawił we mnie głębokie wrażenie i zainteresowanie kulturą Dalekiego Wschodu. Stacjonowałem tam ponad 10 lat, jednak w 2002 roku zostałem wydalony. Powodem tego były fałszywe zarzuty – zostałem wówczas wymieniony w oficjalnym piśmie patriarchy jako prozelita, który nie oddawał należytej czci rosyjskiej suwerenności, co zainicjowało serię wydarzeń, które niestety zakończyły się tragicznie dla wielu osób również wspomnianych w tym dokumencie. Nuncjusz z Moskwy, z którym miałem okazję korespondować, zasugerował, że byłem po prostu wybrany jako "chłopiec do bicia", co miało być ciosem wymierzonym w katolików. Jeśli chodzi o moją rolę w tym wszystkim, to widzę, że mój błąd polegał na zbytnim eksponowaniu się w mediach w młodości. Byłem częstym gościem w rosyjskim katolickim tygodniku "Światło Ewangelii" oraz w katolickim studio TV Kana na Syberii. Niestety, okazało się, że moja obecność w mediach była źródłem zainteresowania rosyjskich służb specjalnych. Tak znalazłem się w Japonii i rozważałem nawet możliwość pozostania tam na stałe. Wysłałem w tym celu list do arcybiskupa Ziemby, białostockiego metropolity, jednak przez długi czas nie dostawałem odpowiedzi. Moje dalsze losy sprawiły, że powróciłem do kraju – zmarła moja ś.p. mama. Następne siedem miesięcy spędziłem na Podlasiu, próbując odnaleźć swoje miejsce i kierunek. Polecono mi skontaktowanie się z Misjonarzami Świętej Rodziny, którzy akurat oczekiwali na wizytę biskupa Stevena Reicherta z Papui i potrzebowali dodatkowej pomocy misjonarzy. Nie uzyskałem jednak aprobaty arcybiskupa Ziemby. Skierował mnie on na Donbas, gdzie zostałem na 5 lat. Kolejne 5 spędziłem w stolicy Uzbekistanu. Do Papui-Nowej Gwinei trafiłem w roku 2013 dzięki arcybiskupowi Ozorowskiemu. Długo musiałem czekać na tę misję ale wierzę, że wszystko miało swoje powody i że jestem tam, gdzie teraz powinienem być.

Jest ksiądz więc misjonarzem z bardzo długim stażem. Jak wygląda głoszenie słowa Bożego w Papui-Nowej Gwinei?

Mam swoje sposoby na każdą grupę wiekową. Dzieci i młodzież uwielbiają piosenki. Często tłumaczę znane polskie wierszyki czy utwory na język papuaski. Na przykład, często śpiewana podczas pielgrzymek "W drogę z nami wyrusz Panie", brzmi tak: Yumi sanap pilgrims blong jisas noken sindawn, noken slip helpim long ol ino gat pawa holim kruse olgeta dei...(papa god helpim long pilgrims blong jisas, bungim hat blong em). Osobom starszym często proponuję sakrament chorych, w którym bardzo lubią brać udział. Ważny jest sposób przekazywania Słowa Bożego. Mam naturę opowiadacza, a w wielu obszarach wiejskich, gdzie elektryczność jest luksusem, ognisko staje się nie tylko źródłem światła, ale także centralnym punktem życia społecznego. Dla papuasów to nie tylko sposób na spędzenie czasu, ale także tradycja. To tam, gdy zachodzi słońce trwa wymiana różnych historii i anegdot. Przygotowuje się herbatę, korzystając z czajnika na drucie, umieszczonego pod słomianym dachem. Te proste gesty codzienności nabierają wyjątkowego znaczenia.

Papuasi sami namawiają mnie do opowiadania, co z chęcią robię, w ten sposób niosąc im mój przekaz. Wędrując przez papuaskie wioski, nie posiadając samochodu od dziesięciu lat, często muszę robić przystanki, aby trochę odpocząć w drodze. To także daje mi okazję, aby spotkać się z ludźmi i podzielić się z nimi rozmową. Tak więc, nawet na skraju drogi, mogę cieszyć się chwilami spędzonymi z lokalną ludnością i dzielić się z nią tym, co mam do zaoferowania. Niezależnie od tego, czy rozmawiam z katolikiem czy luterańczykiem, większość mieszkańców przyjmuje mnie z otwartymi ramionami, a to, co przekazuję, często idzie dalej w świat. To niesamowite uczucie, gdy zauważam, że moje słowa lub pieśni dotykają serc innych i przynoszą im radość. Często zdarza się też, że spotykam na swojej drodze "małych Jarków" – dzieci, które czekają na chrzest. Bywało nawet, że moje imię zostało nadane dziewczynce jako wyraz wdzięczności za naszą pracę misyjną. To piękne gesty, które pokazują, jak bardzo nasza obecność jest ceniona przez społeczność, którą usługujemy. To właśnie te chwile sprawiają, że praca duszpasterska jest dla mnie niezwykle satysfakcjonująca i pełna znaczenia.

Jeśli mowa o dzieciach – jak mieszkańcy Papui-Nowej Gwinei podchodzą do tematu życia dzieci nienarodzonych?

W Papui-Nowej Gwinei życie dzieci, zarówno nienarodzonych, jak i już urodzonych, jest bardzo cenione i szanowane. To podejście przyczyniło się do znacznego wzrostu populacji tego kraju w ciągu ostatnich lat – z około 7 milionów mieszkańców, gdy przyjechałem tu 10 lat temu, do około 10 milionów obecnie. Aborcja jest tu surowo zakazana, a złamanie tego zakazu grozi poważnymi konsekwencjami prawno-karnymi. Lokalna społeczność uważa dzieci za swój największy skarb, co jest odzwierciedleniem ich głębokiego szacunku i miłości do życia. Bezpłodność jest tutaj postrzegana jako ogromne nieszczęście, ponieważ dla mieszkańców posiadanie potomstwa jest jednym z najważniejszych aspektów życia. To silne przywiązanie do rodziny i wartości rodzinnych sprawia, że każde dziecko jest traktowane z najwyższą troską i dbałością o jego dobro. Miałem okazję poznać katechetę z tej okolicy, który zmagał się z problemem niepłodności w swoim małżeństwie. Jednak znalazł on piękne rozwiązanie zdecydowali się z żoną na adopcję, co okazało się niezwykle błogosławionym doświadczeniem. W tym kraju nie istnieje formalna procedura adopcji, ale rodziny często otwierają swoje serca i domy dla dzieci, które nie mają nikogo, kto by się nimi zaopiekował. To właśnie nazywa się tutaj adopcją. W przeciwieństwie do miast, gdzie nielegalna antykoncepcja i aborcja są częstsze, na wsi ludzie nadal cenią rodzinę i życie, co dodatkowo pomaga w utrzymaniu stabilnego wzrostu populacji.

Czy często zdarza się, że mieszkanki decydują się na nielegalną aborcję?

W tej okolicy, aby uniknąć nazwy "aborcja", używa się zwrotu "zawiązywanie brzucha mamy". To świadczy o silnym wpływie kultury i tradycji na sposób komunikacji w społeczności. Niestety, pozostałością po dawnych wierzeniach są tzw. czarodzieje, zwani sanguma, którzy promują praktyki związane z zabijaniem dzieci nienarodzonych. Wykorzystując ziołowe specyfiki, narażają kobiety na niebezpieczeństwo, często prowadząc do tragicznych konsekwencji, zarówno dla matki, jak i dziecka. Jednak to nie tylko lokalne praktyki, ale także tzw. "misjonarze aborcji", najczęściej z Japonii i Australii, szerzą w regionie antykoncepcję, w tym wczesnoporonne metody, łamiąc miejscowe prawo, które zabrania aborcji. Ich działania prowadzą do rozpowszechnienia praktyk sprzecznych z wartościami społeczności. Grupy zwolenników aborcji, które jak mówiłem działają w sposób niezgodny z miejscowym prawem, omijają je poprzez korupcję urzędników. Wydają znaczne sumy pieniędzy na promocję aborcji, oferując rządzącym możliwość budowy i utrzymania klinik aborcyjnych. Ich strategia obejmuje również organizację kursów demograficznych, które próbują przekonać miejscową społeczność, że istnieje zbyt duża liczba ludności, dlatego też aborcja jest konieczna. Na szczęście, większość Papuasów nie wyraża zainteresowania takimi praktykami i pozostaje wierna swoim tradycjom oraz przekonaniom dotyczącym wartości życia i rodziny. To świadczy o głęboko zakorzenionych w społecznościach wartościach i kulturze, które bronią życia nienarodzonych dzieci.

Czy można zauważyć, że wiara chrześcijańska wpływa na szacunek do życia, który jest tak naturalny dla Papuasów?

Tak, zdecydowanie. Wiara chrześcijańska ma na to ogromny wpływ. Ponad 90 procent mieszkańców należy do różnych kościołów chrześcijańskich, chrześcijaństwo odgrywa kluczową rolę w społeczeństwie, nawet znajdując swoje miejsce w Konstytucji. Niektóre okrutne pogańskie praktyki, takie jak ludożerstwo, zostały wyeliminowane przez wpływ chrześcijaństwa, choć wciąż istnieją pewne pozostałości pogańskich wierzeń. Wartości uległy jednak przemianie, co widzimy między innymi właśnie na przykładzie ogromnego poszanowania dla życia dzieci nienarodzonych. Wiejska ludność jest zdania, że dzieci należy przyjmować w ilości "ile Bóg da". Często nadaje się im imiona zaczerpnięte z Pisma Świętego.

Padały od nas propozycje, by Papuasi zapoznali się z metodami naturalnego planowania rodziny Bilingsów, z którymi zgadza się Kościół, jednak lokalna społeczność nie wykazuje tym zainteresowania, co stanowi przeciwieństwo do innych krajów, takich jak na przykład Polska.

Właśnie, Polska. Czy mieszkańcy Papui-Nowej Gwinei często obcują z naszymi rodakami? Co myślą o Polakach?

Papuasi doskonale znają postać Malinowskiego, wybitnego etnografa, geografa i podróżnika czy naukowca polskiego pochodzenia, Maklucho-Maklaja. Dobrze znany jest także ksiądz profesor Jan Czuba. Jego osiągnięcia, zwłaszcza w kontekście utworzenia katolickiego Uniwersytetu w Madangu, przyniosły mu ogromne uznanie. Uniwersytet ten cieszy się najwyższym rankingiem w kraju, co świadczy o wysokim poziomie jego działalności. Obecnie, pełniąc obowiązki sekretarza Ministerstwa Oświaty, Ksiądz Profesor Czuba angażuje się w walkę z korupcją w sektorze edukacji. Jego stanowcze stanowisko wobec tego problemu spotkało się z próbami zastraszenia go poprzez próby sądowe, jednak dzięki jego wytrwałości i determinacji, udało mu się obronić. Korupcja jest plagą Papui, szczególnie dotkliwie odczuwalną w systemie edukacyjnym, gdzie oszuści otrzymują wynagrodzenie, podczas gdy uczciwi nauczyciele nie dostają należnych płatności za lata pracy. Mieszkańcy cenią jego walkę z tym problemem.

Kolejna postać, która zyskała szerokie uznanie wśród mieszkańców tych ziem to doktor Jan Jaworski, chirurg znany w Papui jako "mirakel doktor". Jego życiorys pełen jest fascynujących doświadczeń, począwszy od młodości spędzonej jako alpinista, aż po misję lekarską w Papui. Przez ostatnie 45 lat, doktor Jaworski był jednym z głównych lekarzy w prowincji Simbu, bazując w Kundiawa, nieopodal imponującej papuaskiej góry o nazwie st. Wilhelm, której szczyt sięga ponad 4000 metrów nad poziomem morza. Oprócz swoich medycznych obowiązków, pełni także rolę kapelana w najbardziej renomowanej klinice w prowincji Simbu. Jego profesjonalizm i oddanie swojej pracy są godne podziwu, a wielu mieszkańców ma osobiste doświadczenia z jego imponującymi. umiejętnościami chirurgicznymi.

Warto wspomnieć również o księdzu Zdzisławie Mlaku, współtwórcy papuaskiej telewizji państwowej, oraz biskupie Józefie Roszyńskim, zwanym "Big Joe", który również cieszy się ogromną popularnością w Papui. Nie sposób wymienić także księdza Walka Gryki pochodzącego z Grodna, który zdobył uznanie swoim serdecznym podejściem i zaangażowaniem i księdza Dariusza "Eki" Kałuży, biskupie z Zabrza, który oprócz swojej posługi duchowej, znany jest z niezwykłego poczucia humoru i umiejętności gry na gitarze. Zapamiętał się tu też nasz polski ksiądz ze Śląska, Bogdan Cofalik, który jest mistrzem Papui w podnoszeniu cieżarów i trenerem młodzieży w mieście Goroka. Wszyscy ci duchowni, wraz z ponad 50 innymi misjonarzami z Polski, którzy pracują w Papui, stanowią istotny wkład w rozwój Kościoła w tym regionie.

Czy ma ksiądz coś do przekazania swoim rodakom w Polsce?

Przykro mi patrzeć, jak z każdym dniem rodzi się w naszym kraju coraz mniej dzieci. Jeśli ten trend będzie trwał, czekają nas ponure czasy. Pamiętam czasy szkolne, gdy nasza liczba ludności sięgała imponujących 38 milionów, lecz teraz, po 45 latach, ta liczba nie uległa zmianie. O, jakże blisko Papui-Nowej Gwinei, na Filipinach, gdzie większość mieszkańców wyznaje katolicyzm, również kiedyś było ich 38 milionów, a dzisiaj liczba ta przekracza już 100 milionów. Podczas mego kapłańskiego posługiwania na Sachalinie miałem okazję spotkać pewnego Koreańczyka. Choć czasem nasze poglądy były niezgodne, to słowa, które wypowiedział, pozostawiły w moim sercu ślad.„Wy biali ludzie macie coraz mniej do powiedzenia, bo szybko wymieracie” – powiedział bez ogródek. Kiedy przyjeżdżam na do Polski, z przerażeniem obserwuję, jak nasz naród wpadł w sidła współczesnego świata. Praca, zmęczenie i pośpiech w pogoni za pieniądzem sprawiają, że ludzie nie mają czasu dla samych siebie i innych ludzi. Być może brak związku między wiarą a codziennym życiem prowadzi wielu Polaków na drogę duchowej rozterki, co prowadzi do zamkniętości wobec posiadania potomstwa czy nawet posuwania się do zabijania dzieci nienarodzonych. Myślę, że warto się nad tym pochylić i głęboko zastanowić.

Rozmawiał Robert Wyrostkiewicz

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także