Ostatnim przykładem takiej plątaniny i dwuznaczności jest seria papieskich wypowiedzi na temat możliwości błogosławienia par homoseksualnych. Według dokumentu, pod którym papież się podpisał, Fiducia supplicans, takie pary wolno błogosławić, chociaż jak niedawno sam Franciszek stwierdził, nie wolno. Nie zamierzam się teraz tymi kolejnymi, coraz bardziej niedorzecznymi twierdzeniami zajmować, podobnie jak nie ma sensu tracić czasu na ich analizy, komentarze i interpretacje. Im bardziej człowiek daje się w takie „egzegezy” wplątać tym bardziej staje się ofiara dziwnej dialektyki. Wśród najbardziej groteskowych tłumaczeń pojawiło się i takie, że czym para nie oznacza związku i dwóch panów ze sobą jest parą a nie związkiem.
Najgorszym skutkiem tych skądinąd komicznych wygibasów jest powoli rodzące się przekonanie, że niezależnie od tego co faktycznie powiedział papież, m ó g ł b y powiedzieć, że takie błogosławienie par homoseksualistów lub lesbijek, które są parami a nie związkami, lub związków, które nie są parami, lub ludzi, którzy są we dwóch (we dwie) ale spontanicznie, to znaczy przypadkowo i na moment, chociaż nie jest wyjaśnione ile momentów razem stanowi zdarzenie spontaniczne, jest czymś słusznym i zgodnym z Tradycją. Krótko: ze gdyby papież tak uznał, to byłoby to wiążące. Otóż takiej władzy papież nie ma i czego by nie powiedział lub nie napisał, lub nie udawał, że powiedział lub napisał, niczego to nie zmieni, bo relacje seksualne osób tej samej płci są, zgodnie z nauczaniem katolickim, zawsze wewnętrznie złe, nieuporządkowane i godne nie błogosławieństwa ale potępienia. Dlatego zamiast wdawać się w te ze wszech miar jałowe rozważania – co powiedział co chciał powiedzieć, co zamierzał powiedzieć – postanowiłem dziś przypomnieć fragment mojej książki „Grób rybaka”, gdzie starałem się tak w oparciu o Nowy Testament jak i pisma Ojców pokazać na czym naprawdę rola papieża polega i polegać powinna. Jest on w pierwszej mierze wikariuszem, aż i tylko wikariuszem. Gdy zatem poza tę swoją rolę wychodzi, jego władza się kończy a autorytet, jak zawsze gdy dochodzi do nadużycia władzy, słabnie.