Poławiacze pereł

Dodano: 
Chłopcy grający w piłkę, zdjęcie ilustracyjne
Chłopcy grający w piłkę, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Pixabay / Joshua Choate/ Domena publiczna
Łukasz Majchrzyk | Największe kluby ściągają do akademii już kilkuletnie dzieci. Wszystko po to, żeby wyprzedzić konkurencję i znaleźć nowego Leo Messiego.

O tym, że Messi jest wielkim piłkarzem, nie trzeba nikogo przekonywać. Świadczą o tym zdobyte trofea, rekordy, które pobił, uwielbienie tłumów. Teraz tylko ktoś o wybitnie złej woli mógłby podważać status Argentyńczyka. Zresztą podobnie jest w przypadku Cristiano Ronaldo, Roberta Lewandowskiego, Harry’ego Kane’a albo Viniciusa Jr. Teraz wiemy, że osiągnęli sukces. Ale kto by na nich postawił, gdy mieli 12 lat?

Messi był wtedy drobniutkim chłopczykiem, bardzo dobrze dryblującym, ale do tego nieśmiałym i małomównym. Czy ktoś taki poradzi sobie w akademii La Masia, z dala od rodzinnego domu? A jeszcze trzeba było płacić miesięcznie kilkaset dolarów za leczenie karłowatości przysadkowej. Skauci Barcelony obejrzeli Messiego i zarekomendowali go. Chłopak był tak dobry, że warto było zaryzykować. Dzisiaj cała sprawa jest już legendarna, a chusteczka, na której dyrektor sportowy Carles Rexach miał zaproponować kontrakt, przeszła do historii jako jedna z najważniejszych chusteczek na świecie.

Ryzyko popłaca

Przyszły wielokrotny zdobywca Złotej Piłki trafił do Barcelony w wieku 14 lat. Wcześniej nikt nie zauważył jego olbrzymiego potencjału albo nie chciał ryzykować inwestowania w chłopaka, który ma poważne problemy ze zdrowiem.

Barcelona zaryzykowała i wygrała w tym przypadku los na loterii, znalazła piłkarskiego geniusza, który nie kosztował wiele, a przyniósł trofea i miliony dolarów. I na tym to właśnie polega. Skauci największych akademii przeczesują Europę, a często i inne kontynenty w poszukiwaniu piłkarskich talentów. Żadne boisko nie jest za małe, żeby się na nie wybrać. Jeśli tylko czas i możliwości finansowe pozwolą, to trzeba obejrzeć każdego.

Artykuł został opublikowany w 8/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także