Jak mistyk sznuruje buty?
Artykuł sponsorowany

Jak mistyk sznuruje buty?

Dodano: 
Jak mistyk sznuruje buty?
Jak mistyk sznuruje buty? 
Codzienność zbudowana jest z niezliczonej ilości mało znaczących obowiązków. Droga do Boga wymaga godnego przeżywania momentu tu i teraz z całym bagażem zwyczajności, szarości i atrakcyjności, jaką oferuje nam rozpakowanie zmywarki czy rozwieszenie prania. Każdy jeden krok w naszej ziemskiej wędrówce ma znaczenie, każdy może być tym ostatnim, każdy jeden może wznosić ku Bogu i pozwolić widzieć więcej niż samego siebie, ale jest jeden warunek: trzeba zejść z tronu własnej wyniosłości.

Autor książki „Jak mistyk sznuruje buty” daje nam intrygującą lekcję mistycznego przeżywania szarej codzienności: „przyszłość nie jest niczym innym, jak tylko pustym tworem wyobraźni. Prawdziwy jest tylko ten moment teraz”. Przeżywanie mojego „teraz” wcale nie jest takie proste… Goniąc się z mało atrakcyjnymi obowiązkami, pragnę je jak najszybciej mieć za sobą, by robić rzeczy bardziej wzniosłe, niż te, które serwuje mi codzienność. Myślami jestem przy arcyciekawych książkach, fizycznie – rozwieszam pranie, przecieram setny raz to samo pochlapane małymi rączkami lustro. Tymczasem to, co istotne, nie leży przede mną. To, co najważniejsze, jest tutaj: w teraźniejszości. Wszystko, co przyjmuję jako zwykłe i oczywiste, okazuje się cennym prezentem, serwując mi lekcję cierpliwości i pokory, a gdy to odkrywam, nuda powierzchownego patrzenia ustępuje miejsca zdumieniu i głębokiej wdzięczności. Wdzięczności za rodzinę i obowiązki z nią związane, za bycie kobietą i realizację swojego powołania do małżeństwa i macierzyństwa. I choć wycieranie podłogi nadal nie wydaje mi się niczym intelektualnie rozwijającym, to zyskuje inny wymiar, bo ta podłoga to święta ziemia mojej rodziny… Tego właśnie uczą mnie mistycy z książki Lorenza Martiego, który jako dziennikarz, redaktor religijny i pisarz skupiał się na tematyce duchowości objawiającej się w szarej nieatrakcyjnej codzienności.

Autor porusza wiele ciekawych kwestii, rozważa je, ale nie częstuje czytelnika gotowymi odpowiedziami: budzi wewnętrzną chęć poznania samego siebie tylko po to, by doprowadzić do „samozapomnienia” – to nic innego jak zaparcie się samego siebie w celu umniejszenia się przed Bogiem. Bogiem, którego poszukujemy czasem w opasłych lekturach, szukając drogi do Niego wśród różnych autorytetów, tymczasem ścieżka do Niego jest tak blisko nas – wśród zwykłych i praktycznych codziennych wyzwań. Jak sobie z nimi radzimy?

Autor dostrzega potrzebę przypominania sobie o śmierci i traktowania życia z perspektywy wieczności. Tylko wieczność pozwala odkryć życiowy sens: „Wymiary wracają na swoje miejsce. To, co wydawało się strasznie ważne, traci znaczenie. Za to sprawy pozornie nieważne zyskują na wartości. Wiele uczonych umysłów radzi traktować w życiu śmierć jak przyjaciela i mistrza: pomoże nam to poprawnie wartościować rzeczy. Stare ćwiczenie mnichów polegało na wstawaniu co rano ze świadomością, że nie doczekają wieczoru, a wieczorem na kładzeniu się spać, jakby miało nie być ranka. Gdzie obecna jest śmierć, nie ma miejsca na rzeczy drugorzędne”.

Marti odkrywa przed nami bogactwo myśli i mądrości filozoficznej, odwołując się do dawnych chrześcijańskich mnichów, doktorów Kościoła, czerpie również z mądrości mnichów z Dalekiego Wschodu, żydowskich myślicieli. W praktyce Lorenz Marti każde pytanie, obserwację i refleksję mógłby spokojnie oprzeć na Ewangelii, mamy jednak do czynienia ze szwajcarskim dziennikarzem, który prawdopodobnie pisał do szerokiego grona odbiorców i chciał, żeby ludzie różnych wyznań odnajdywali się w prozie życia, a wznosząc się duchowo ponad siebie, trafiali na drogę Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Autor robi to jednak bardzo delikatnie – nienachalnie – szanując swojego czytelnika i jego wybory, wpływa na jego teraźniejszość, pobudzając nieustannie do refleksji.

To niezwykle ciekawa pozycja, przy której warto się zatrzymać. Do niektórych fragmentów wracałam wiele razy i przeżuwałam je w myślach, by nadały i mojej codzienności mistyczny sens: by życiowy pęd zamienić na pilność i staranność, bo „pilność i staranność mogą iść w parze ze spokojnością i pogodą ducha, z którą troska i niepokój (…) się nie zgadza” pisze w swoim dziele „Filotea” św. Franciszek Salezy. Tego właśnie potrzeba współczesnemu człowiekowi: skupienia na codziennym życiu i zgodności tego życia z głoszonymi przekonaniami. To wspaniała lektura dla każdego, kto chciałby w życiu „czegoś więcej”, a ma tak naprawdę wszystko w swoim „tu i teraz”, by dotrzeć kiedyś do wieczności.

Z fragmentami książki możesz zapoznać się tutaj:

Kod do pobrania fragmentu

Anna Maternowska-Frasunkiewicz: lingwistka, tłumaczka języka niemieckiego i rosyjskiego, autorka bloga, na którym recenzuje książki katolickie, pasjonatka czytania, języków biblijnych i tradycji katolickiej, miłośniczka twórczości Tolkiena, szczęśliwa żona i mama dwójki dzieci.

Źródło: Wydawnictwo M
Czytaj także