"Columbo”, zapomniany serial z lat 70., to wielki sukces tamtych czasów. Dziesięć sezonów wyświetlanych w 44 krajach. Należę do pokolenia, które go wtedy oglądało, w czarno-białej telewizji, ale z wielką przyjemnością obejrzałam znów. Serial kryminalny bez przemocy, wulgarności, perwersji – to dziś rzadkość. Morderstwa kulturalne… chciałoby się powiedzieć. W tytułowej roli porucznika Columbo (nie wiadomo, jak miał na imię – podobno Frank) Peter Falk – zagubiony, niezręczny, czasem wręcz śmieszny człowieczek, który pod tymi pozorami ukrywa fenomenalną inteligencję i przenikliwość. Columbo nosi wygnieciony garnitur, tanie buty i przekrzywiony krawat. Jego znakiem firmowym jest stary prochowiec – w jednym z odcinków przyznaje, że ma go od siedmiu lat. W kieszeni płaszcza ma listę zakupów, zawsze pożycza długopis, a często zapałki. Jeździ małym peugeotem 403, który na tle ówczesnych amerykańskich wypasionych krążowników wygląda jak dziecinna zabawka, i to mocno zdezelowana. A że miejscem popełnianych w serialu zbrodni są rezydencje zamożnej klasy średniej i wyższej – wygląd porucznika i jego auto są nieustannym powodem do kpin. Burżuje biorą go za bezdomnego, za menela. Oczywiście do momentu, kiedy zaczyna być groźny...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.