W nieustającej rywalizacji pomiędzy „Faktami TVN” a „Wiadomościami TVP” kto się bardziej podliże Platformie, „Fakty” wysunęły się wczoraj zdecydowanie na prowadzenie.
Oba dzienniki oczywiście zignorowały zgodnie informację „Rzeczpospolitej” o tym, że przez „błąd urzędnika”, który nie opublikował na czas aktu wykonawczego, budżet państwa stracił w przyszłym roku 3,3 miliarda złotych jakie miał przynieść nowo wprowadzony podatek, obciążający działające w Polsce międzynarodowe koncerny. Oczywiście wszyscy domyślamy się, jaki to „błąd” – dokładnie taki sam, który sprawił np., że w 1990 na jeden dzień zlikwidowano jakiekolwiek cło na elektronikę, a przypadkiem jeden z oligarchów miał już na granicy kilka wyładowanych takim sprzętem pociągów, które przypadkiem tego akurat dnia wjechały.
U zarania III RP było takich „błędów” bez liku, wyrosły na nich fortuny. Była też informacja o ankiecie Banku Światowego, w której dokładnie podano kwotę, jaką zagraniczna firma zapłaciła w polskim Sejmie za korzystną dla siebie ustawę (ale ankieta była anonimowa, więc szczegółów dzikusom znad Wisły oszczędzono). No, ale wtedy tłumaczono się szczególną sytuacją. Prowadzimy transformacje ustrojową, nikt nigdy tego jeszcze nie robił, trudno, nie mogło się obejść bez pewnej dozy chaosu i nadużyć.
Teraz zaś mamy „najlepsze państwo polskie od tysiąca lat”, owoc ćwierćwiecza nieprzerwanych sukcesów, owoc wspaniałych rządów Donalda Tuska, „prezydenta” Unii Europejskiej – więc jak wyjaśnić przejaw tak daleko idącego rozkładu i korupcji, godny jakiegoś afrykańskiego Zangaro, a nie „poważnego i liczącego się” członka Unii Europejskiej?
Nie da się. Więc – cisza.
Zaproponowano za to inne tematy, by miała publika się czym zająć. TVP, która, jak mówię, przegrała, poszła w autopromocję i większość czasu antenowego poświęciła na kryptoreklamę serialu o niemieckim hotelu, który właśnie wczoraj zaczęła emitować, oraz samolansowaniu przez dobroczynność. Ta „owsiakowa” metoda weszła już na dobre w repertuar „infotainmentu”. Znajdujemy chore dziecko, biedną rodzinę, kogoś budzącego autentyczne wzruszenie i odruch solidarności, i robimy jeden materiał o jego nieszczęściu, a potem dziesięć o tym, jak my skutecznie pomogliśmy, jak wspaniałych mamy widzów i przyjaciół, którzy nie zawiedli, jak bardzo nam wdzięczna jest poratowana w nieszczęściu osoba/rodzina… Z jednej strony, fakt faktem że inaczej nikt by biednym ludziom nie pomógł, z drugiej – nie mogę się jakoś tym obyczajem zachwycić.
Co natomiast „Fakty” TVN? Jedynką okazał się Palikot. Palikot, ze swym lizusowskim wyznaniem wiary (w nowy rząd), miłości (do pani premier) i nadziei (że mu nie dadzą utonąć z powrotem wciągną na zbawczą platformę) w ogóle lansowany jest na herosa i „łamiący news” całego rządowego agit-propu. Jakby nie był już zdarty i po wielokroć przechodzony, niczym panie z okolic Poznańskiej i Nowogrodzkiej, jakby nie dawał swych usług już wszystkim od prawa do lewa i nie udawał już wszystkich możliwych opcji, ideologii i postaw, jakie zna życie publiczne. I jakby sondaże nie pokazywały, że wyborcy mają go już do urzygu dość, nawet ci najbardziej wymóżdżeni lewacką propagandą i trawskiem.
Ale główny trzon programu poświęcony był Ewie Kopacz.
I tu, proszę państwa, wymiękłem – i tak, jak nie oglądam, obejrzałem uważnie do końca.
Mimo, iż brak było zaczepienia do tematu w „newsach” dnia (pozorem „newsa” był przedwczorajszy wywiad PKK u Olejnej!) przez prawie 10 minut TVN lansował nowy wizerunek pani premier.
Już nie jako „twardej baby” i „polskiej Thatcher” (bo tę kreację złośliwie rozpirzył odchodzący Tusk).
Już nie jako wrażliwej kobietki, której nie wolno krytykować i wytykać jej błędów, bo będzie załamana i się rozpłacze (bo ten wizerunek słusznie uznano za niekorzystny i za skutek wypadku przy pracy).
Już nie jako dzielną lekarkę, „siłaczkę” z małego miasteczka, troskliwą opiekunkę chorych i ucieczkę strapionych, przytulającą do matczynego serca żony górników i wraz z nimi wszelką biedę i problemy (choć Polska jest przecież fajna i biedy ani problemów w niej kategorycznie niet!) – nie rozumiem dlaczego, bo to była kreacja nowa, jeszcze nie zgrana, przez kilka ostatnich dni szyta bardzo intensywnie. Widocznie dlatego, że zmienił się „spin doktor”.
Teraz Ewę Kopacz kreowano na osobę, która ma największe prawo mówić o Tragedii Smoleńskiej, która jest w tej sprawie najbardziej zasłużona. Była, pomagała rodzinom, przekopywała ziemię, nawet jeśli pozostała nieprzekopana, i asystowała w sekcjach, nawet jeśli ich nie było. Pomagała rodzinom. Dla tych rodzin tam pojechała, na bok kładąc swą szarżę ministra. I te rodziny do dziś są im wdzięczne. No dobra – część rodzin. Ważne, że są jacyś ludzie, krewni ofiar, jej wdzięczni.
Po prostu – Matka Boska Smoleńska.
No, muszę powiedzieć, że nie mam na taką bezczelność komentarza, który ze względów cenzuralnych nadawałby się do publikacji.
Ponoć po Ostachowiczu, który przecież gdzieś tam w końcu „sprawdzi się w biznesie”, jak zainteresowanie nim opadnie, przyszedł do KPRM nowy spec od wizerunku, i ponoć jest nim Michał Kamiński. Równie wielokrotnie przechodzony jak wspomniany wyżej Palikot, ale widać nie ma już lepszych kadr na platformie, i lepszych pomysł, niż iść tak grubo, bezczelnie i „na wydrę”.
Bo ja wiem? „Ciemny lud kupi wszystko”? Pażiwiom, uwidim…
PS. Przyjęcie przeze mnie i Czarka Gmyza oferty portalu Onet.pl stałych, autorskich rubryk komentatorskich (moja strona profilowa jest tu: http://wiadomosci.onet.pl/autorzy/rafal-ziemkiewicz, można kliknąć opcję „obserwuj” i być na bieżąco) zaowocowało falą komentarzy tak do siebie podobnych, że trudno nie podejrzewać inspiracji jakimś „przesłaniem dnia”. Zdrada, hańba, kasa misiu i tak dalej. Sądzę, że większość czytelników wie doskonale co o tym myśleć, ale na wszelki wypadek informuję, że na przyjęcie oferty portalu decydujący wpływ miała gwarancja całkowitej niezależności w doborze tematów i ich ujmowaniu. Technicznie w ogóle rzecz wygląda tak, że sam przygotowuję i zamieszczam swoje teksty, od początku do końca. A że wpadamy z Czarkiem, niczym desantowcy, w sam środek Lemingradu? Przecież po to się pisze, by ze swym pisaniem docierać do tych, którzy potrzebują nawrócenia! Czy ktoś na poważnie chciałby, żebyśmy się ograniczali wyłącznie do przekonywania już przekonanych?
Niestety, nowe miejsce oznacza konieczność pożegnania się z Interią. Bardzo dziękuję jej za wieloletnią współpracę – zwłaszcza, osobiście, red. Zygmuntowi Moszkowiczowi. A państwa zapraszam do nowego miejsca, gdzie będę się pojawiał znacznie częściej, niż raz na tydzień, o ustalonej porze, z komentarzami maksymalnie na bieżąco, w niedalekiej przyszłości nie tylko politycznymi.