Najchętniej uniknąłbym – tak jak pewnie każdy z moich redakcyjnych kolegów – wypowiadania się o zawieszonym przez PiS senatorze Biereckim i SKOK-ach. Każdy uważny czytelnik wie, że to wydawca naszej konkurencji, i że nie jest to konkurencja uczciwa, ale starająca się dumpingiem, „czarnym pijarem” i innymi faulami wyeliminować z rynku pozostałe tygodniki, określane potocznie niezbyt trafnym mianem „prawicowych”, a już zwłaszcza „Do Rzeczy” i „Gazetę Polską”. Nie odpowiadał mi nigdy model medium partyjnego, więc tym bardziej nie odpowiada stworzony za pieniądze SKOK model medium frakcyjnego – by nie dłużyć, nie da się ukryć, że „pierwszy bym pałkę strzaskał” na głowie pana Biereckiego i wypowiadając się na jego temat narażam się na oskarżenie o brak obiektywizmu. Wiem, że dla wielu najgłośniejszych w sporze o SKOK publicystów to żaden zarzut, ale ja osobiście traktuję go poważnie.
Niemniej, SKOK-i i Bierecki, jak widać wyraźnie, będą obok prób odgrzania nieświętej wojny z „katolickim ciemnogrodem”, głównym wątkiem propagandy prorządowych mediów przed prezydenckimi i parlamentarnymi wyborami. Więc przemilczeć sprawy – tym bardziej nie sposób.
„Afera SKOK” wybrana została na „przykrywkę”, pod którą zniknąć mają wszelkie problemy PO – od niepojętej zaradności jej prominentnego samorządowca, który z pensji 12 tysięcy w ciągu kilku lat zdołał kupić 7, czy nawet 9 mieszkań i kilka działek, po zganianie na wiece dziatwy szkolnej i zaprowadzanie „zgody” za pomocą ciupagi, lewatywy oraz taśmy do zalepiania ust. Platforma zwołuje w sprawie SKOK specjalne posiedzenie komisji sejmowej, przygotowuje też projekt sejmowej komisji śledczej, a pozostające w jej dyspozycji media urządzają „śledztwa”, kto z osób zaangażowanych w działalność PiS zasiadał kiedykolwiek w radzie którejś z kas albo podpisał się pod projektem przepisów sprzyjających finansowemu sektorowi spółdzielczemu. Oczywiście – chodzi głównie o to, że w przygotowaniu takiego projektu uczestniczył, jako współpracownik śp. Lecha Kaczyńskiego, Andrzej Duda. Na tym fakcie nabudowana zostanie propagandowa histeria o „pisowskich przekrętach” i „umoczonym” kandydacie, która w najbliższych tygodniach zdominuje ton oficjalnych „przekaziorów”.
Przypomina mi to – wyjaśnię dziwaczny tytuł dzisiejszego Subotnika – sprawę „Telegrafu”, w podobny sposób nagłośnioną u zarania III RP, jako aferę kompromitującą Porozumienie Centrum i samych braci Kaczyńskich. Podobieństwo polega na tym, że najbardziej wnikliwy i obdarzony najlepszą nawet pamięcią komentator nie jest w stanie powiedzieć, na czym właściwie miał polegać ten przekręt i co powiązana z PC spółka „Telegraf” zrobiła niezgodnego z prawem. Owoż - nie zrobiła nic, bo zresztą, gdyby był najmniejszy powód komukolwiek w tej sprawie postawić zarzuty, skorzystano by z niego ochoczo.
Operacja wyprowadzenia części pieniędzy ze SKOK do Luksemburga była również całkowicie zgodna z prawem. Gdyby było inaczej, już pięć lat temu trafiłaby do prokuratury. Bo – rzecz istotna – wszystko, co obecna Komisja Nadzoru Finansowego postanowiła na ten temat ujawnić, a partyjni propagandyści w mediach ogłosili aferą, to wiedza zgromadzona jeszcze przez poprzednią KNF, tę kierowaną przez nominowanego za rządów PiS Stanisława Kluzę, którego kadencja skończyła się w roku 2011.
Wiedza ta była po tej dacie stopniowo używana w rozmaitych antyskokowych publikacjach, w końcu obecny szef KNF, Andrzej Jakubiak, zdecydował się rzecz bez precedensu – ogłoszenie na stronach internetowych KNF raportu o tym, ile i jakich spółek utworzył w Luksemburgu Grzegorz Bierecki oraz ile i z jakich tytułów przekazały do nich SKOK-i. Było to komentowane , przycichło. Teraz wróciło za sprawą równie bezprecedensowej akcji szefa KNF, jaką było wystosowanie tajemniczego, ostrzegającego przed SKOK-ami listu do szefa rządu i innych ważnych osób w państwie, który to list w zasadzie pozostaje nieznany, więc polemizować z nim nie można – ale niektóre media, przechodząc przypadkiem z tragarzami, mniej więcej dowiedziały się o czym tam mowa i wiedzę tę ogłosiły.
Nikt wyposażony w szczątkowy choćby mózg nie uwierzy, że o sprawach sprzed lat poinformował KNF po raz kolejny akurat w czasie kampanii wyborczej przypadkiem. Nikt też nie może powiedzieć, by postępowanie takie mieściło się w jakichkolwiek cywilizowanych standardach. Przeciwnie, jednym ze standardów nadzoru finansowego jest dyskrecja, ingeruje on tam, gdzie jest jasny powód do ingerencji, natomiast nie mieści się w jego zadaniach tworzenie złej czy dobrej atmosfery wokół wybranych podmiotów na nadzorowanym rynku.
Nawet zajadła w atakowaniu SKOK-ów „Gazeta Wyborcza”, wykorzystująca do tego wszystkie możliwe techniki manipulacyjne i świadomie rzucająca na SKOK-i Biereckiego odium upadłości SKOK Wołomin, który z kasą krajową był skłócony, czy równie z nią skłócony SKOK „Kopernik”, powiązany z działaczami PO – owoż, nawet ta gazeta nie odważa się w rzekomej „aferze” postawić zarzutu o jakieś przestępstwo. Pisze tylko o „nieprzyzwoitości”.
Czy postępowanie senatora PiS – wyprowadzenie spod polskiego nadzoru i opodatkowania pieniędzy, zostawmy na boku, pochodzących czy nie z majątku spółdzielców, i stworzenie za nie szeregu spółek, dających suto płatne posady jemu samemu oraz jego najbliższej rodzinie – można nazwać nieprzyzwoitym? Moim zdaniem jak najbardziej. Choć można pewnie znaleźć parę argumentów na jego obronę, idących w stronę uratowania majątku przed przewidywanym przejęciem przez PO i użycia go dla słusznej Sprawy. Prawo i Sprawiedliwość, skoro po nagłośnieniu sprawy zawiesiła senatora i jego brata, najwyraźniej też ocenę „Wyborczej” podzieliło. I niech Polacy oceniają sami, kładąc na jednej szali luksemburskie spółki, a na drugiej zegarki, oświadczenia majątkowe i łapówki działaczy PO, nierzadko bardziej w tej partii prominentnych, niż Bierecki w PiS.
Ale jeśli mówimy tu o braku przyzwoitości – to do takiej nieprzyzwoitości zachęca, zmusza wręcz, system prawny III RP, i jest ona powszechna. Tu znowu widać podobieństwo z „Telegrafem”, który oskarżano o wykorzystywanie pieniędzy publicznych, w czasach, gdy wykorzystywali je dosłownie wszyscy uczestnicy polityczno-medialnej gry na czele z tymi, którzy najgłośniej wrzeszczeli o „przekręcie” i „aferze” PC. Otóż SKOK-i użyły tych samych, najzupełniej zgodnych z prawem sposobów wyprowadzenia pieniędzy z kraju, za pomocą których wielkie koncerny telekomunikacyjne, sieci handlowe, banki i inne korporacje unikają w Polsce płacenia podatków. A to są dla Polski co roku straty miliardowe, wystarczy spojrzeć w raporty Global Financial Integrity.
Te mechanizmy są chore, bez wątpienia. Czy władza i media oburzone „aferą” SKOK-ów kiedykolwiek protestowały? Czy widzieliście Państwo jakieś próby ograniczenia bezczelnego wyprowadzania miliardów pod pozorem zakupów licencji, usług pijarowskich, brandów czy szkoleń od luksemburskich spółek-córek i spółek-matek? Czy „Gazeta Wyborcza” albo „Polityka” zdobyły się kiedyś bodaj na poinformowanie, kto w tym procederze przoduje, co przecież nie wymaga śledztwa dłuższego niż paręnaście minut?
Takiego... Przecież, wszyscy wiemy, i ta władza, i te media u lobbystów korzystających z owych wyprowadzanych miliardów siedzą w kieszeni po uszy.
Więc i to trzeba położyć na szalę – nieprzyzwoitość SKOK-ów na poziomie 150 milionów, i miliardy ze wspomnianych raportów GFI, w których to raportach widać wyraźnie, jak proceder dojenia Rzeczypospolitej via Luksemburg i inne raje nasila się skokowo odkąd władzę objęła PO.
Propagandowy dyskurs władzy i jej salonów opiera się na konstatowaniu „politycznej odpowiedzialności” PiS, bo to rząd PiS nie objął SKOK-ów nadzorem finansowym, bo to politycy tej partii podpisywali się pod projektami korzystnymi dla sektora spółdzielczego, w tym dla SKOK.
Coś w tym jest. Co? To, że PiS musi teraz zapłacić za własną polityczną głupotę. Wskutek frakcyjnych gier, w których senator Bierecki wykazywał się wielką biegłością, no i miał duże atuty, SKOK-i uwaliły starania o objęcie ich nadzorem finansowym wtedy, gdy podjął je wspomniany już Stanisław Kluza. Projekty, które on pilotował, faktycznie nieco utrudniłyby życie Kasie Krajowej i senatorowi, ale wzmocniłyby cały sektor spółdzielczy, co w sumie by się kasom opłaciło. No i sprawa by została załatwiona w zgodzie z interesem publicznym. Ich storpedowanie sprawiło, że kiedy PiS stracił władzę, zadanie uregulowania sektora przypadło Platformie. A jeśli ktoś miał wątpliwości, że dla PO nadrzędnymi, jeśli nie jedynymi zasadami nie będzie tu zniszczenie „pisowskiego zaplecza finansowego” i nabijanie kabzy wielkim bankom – to je bardzo szybko stracił.
Słowem, pograli tu ludzie Kaczyńskiego równie mądrze, jak z Presspubliką, gdy za nic nie chcieli sprzedać mniejszościowego udziału Skarbu Państwa Brytyjczykom. Gdyby tak zrobili, jedna z głównych gazet codziennych na rynku do dziś by prosperowała, zachowałaby konserwatywny profil i pozostawała poza wpływami rządzącej sitwy, a związany z nią tygodnik „Uważam Rze” byłby nadal najpopularniejszym tygodnikiem kształtującym opinie. A tak możemy sobie głęboko słusznie oburzać się na panów Grada, Grasia, Hajdarowicza i Czarneckiego oraz resztę towarzystwa spod tuskowego śmietnika, ale faktów to już nie zmieni.
Cóż, taką mamy w Polsce główną partię opozycyjną, lepszej nie mamy, i proszę się nie dziwić, że nie chce mi się jej bronić. Ale czasem – tak jak w tej sprawie – trzeba.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.