Potworny zawód sprawiła Platformie agencja Moody’s, nie obniżając PiS-owi ratingu polskich papierów dłużnych. Taka ładna i już gotowa konferencja się zmarnowała, i trzeba było szybko zmieniać jej temat na nieszczęsny Trybunał Konstytucyjny, który nie grzeje już nawet niższej rangi publicystów i reporterów „Wyborczej”. Tak a propos Trybunału, jeden z kolegów rzucił bardzo dobry pomysł na kolejny szykowany przez KOD marsz – włączenie do niego, oczywiście na poczesnym miejscu, platformy, na której przy wielkim stole jechałby i obradował Trybunał w tych swoich paradnych strojach i czapach, orzekając na bieżąco niekonstytucyjność wszystkiego, na czym ciąży bodaj podejrzenie o jakikolwiek związek z PiS. Te orzeczenia byłby na bieżąco publikowane na wyświetlanym wokół platformy żółtym pasku i radośnie podchwytywane przez maszerujący lud, naigrywający się z wleczonych na osobnej powózce za platformą trybunalską w żelaznych klatkach profesora Zaradkiewicza i „pisowskich” sędziów, nie dopuszczonych światłym widzimisię prezesa Rzeplińskiego do orzekania.
Wygłupy? Z ręku na sercu, kto, gdyby mu dwa lata temu powiedziano, że rząd Ewy Kopacz będzie objeżdżał kraj pendolino i zatrzymywał się w kolejnych miastach na wyjazdowe sesje, na których będzie „pochylał się na problemami regionu” nie uznałby tego pomysłu za wygłup? A tak z ręką na sercu, czy to niby prezesowi Rzeplińskiemu daleko jeszcze do odstawiania takiego cyrku?
Z powodu braku powodu do zapowiedzianej już konferencji odpalającej histerię po planowanym obniżeniu „rejtingu” ogłosiła opozycja, że urządza spotkanie w sprawie kryzysu konstytucyjnego i zaprasza na nie „wszystkie partie”, także PiS. To rzeczywiście news, bo dwa dni temu ogłosiła taż sama opozycja, że nie przyjdzie na spotkanie w sprawie Trybunału Konstytucyjnego organizowane przez PiS, bo z PiS nie ma o czym gadać, dopóki się nie ugnie i nie podporządkuje Trybunałowi.
Zastanawiam się, czy wrażenie gówniarzy traktujących państwo polskie jak piaskownicę jest jakąś zamierzoną strategią, czy tylko przypadkiem coś się w nerwach odsłoniło?
Zabawa trwa w każdym razie i trwać będzie, bo partii rządzącej przerzucanie się z Platformą i jej przybudówkami kupkami piasku bardzo się podoba. Udało wam się wybłagać rezolucje w parlamencie, żeby nam pokazać? To my przyspieszymy wybór kolejnego sędziego, żeby wam i waszym europejskim sojusznikom pokazać. Urządziliście wielką manifestację w Warszawie, żeby nam pokazać? To my wam urządzimy „audyt”, żeby wam pokazać. A co. „Jeszcze wam pokażemy. Co? Pokażemy wam!. E tam, to my wam pokażemy. Nie, to my! A gdzie tam: my – wam. Pokażemy!” Komu się chce grzebać w starych książkach dla dzieci, niech się zabawi i znajdzie, skąd cytat (może trochę niedokładny, bo z pamięci).
Nie widzę powodu, żeby się zachwycać sejmowym grillowaniem, jaki urządził poprzednikom PiS, przez cały dzień ustami kolejnych ministrów informując o kolejnych zastanych w resortach przejawach niegospodarności, nadużyć i naruszeń prawa. Po pierwsze, z aferami jest tak, jak z nagimi kobietami – jedna robi dużo większe wrażenie, niż pięćdziesiąt. Po drugie, jeśli celem nowej (nie tak nowej w końcu, rok stuknął już prezydentowi, ponad pół roku rządowi) władzy jest naprawa państwa, a nie tylko wdeptanie w błoto poprzedników, to tego się tak nie robi. Nie informuje się o bardzo poważnych nadużyciach w tonie „pewien prezes pewnej spółki pewnego razu” i nie wysypuje ich na kupę z drobnymi przejawami cwaniactwa czy nawet zupełnymi bzdurami, typu „złoty mercedes”. Cały ten „audyt” nie będący oczywiście żadnym audytem, tylko agregowaniem wiedzy, którą w większości mamy bądź domyślamy się jej od czasu kelnerskich taśm, mieści się w podobnej kategorii zdarzeń co kolejne Tuskowe „nowe otwarcia” i „rewolucje legislacyjne” z ostatnich lat, pokazując, że, niestety, PiS dużo się od niego nauczył.
Już wiem, co pojawi się w oburzonych komentarzach pod tekstem: przecież to tylko początek, przecież w ślad za „audytem” pójdą wnioski do prokuratury, wtedy konkrety zostaną ujawnione… No to, odpowiem, wtedy do mnie z tym przyjdźcie, a na razie nie zawracajcie głowy. Prezes Kaczyński od lat jedzie tym samym patentem: jest jakaś straszna, porażająca wiedza, i gdy się nią z wami podzielę, to będziecie nią porażeni i sami zobaczycie. Z tym że moment podzielenia się porażającą wiedzą stale się oddala, i jakoś od lat się tego porażenia nie mogę doczekać. Miał mnie porazić raport z likwidacji WSI, ale jak się w końcu ukazał, to w sumie nie było tam nic poza zapisem krzątaniny drobnych cwaniaczków i złodziejaszków, miał potem porazić aneks, ale ciągle jest obiecywany i ciągle go nie ma, od miesięcy słyszę, co to się nie będzie działo, jak zostanie odtajniony zbiór zastrzeżony, z tym że – mało kto zauważył – przyjęta właśnie nowa ustawa o IPN znowu perspektywę jego otwarcia znacznie oddala. I tak czekam, czekam, aż zostanę porażony, męcząc się jak ten Herszel Ostropoler co chciał popełnić samobójstwo przez łamanie postu i ciągle obiecanego przez rabina gromu z jasnego nieba doczekać nie mógł.
Co teraz, kiedy echa marszu wybrzmiały i nic, a z rejtingu ostała się ino perspektywa, będzie chciała pokazać Platforma PiSowi? A co po pokaże jej PiS, gdy już się przeje ludziom audyt i przestaną robić wrażenie hurtowe liczby wniosków do prokuratury?
„Szczerze mówiąc, moja kochana, ni cholery mnie to nie obchodzi”. Komu się chce grzebać w starych romansach, niech się zabawi i znajdzie, skąd cytat.