Zmarli to dwaj bracia Luca (8 l.) i Timo (6 l.) oraz trzy siostry Sophie (3 l.), Leonie (2 l.) i Melina (1,5 r.). Przeżył tylko najstarszy z rodzeństwa. 11-letni Marcel w momencie tragedii był w szkole.
Prokuratura badająca sprawę ujawnia szczegóły zbrodni. Śledczy ustalili, że dzieci przed śmiercią prawdopodobnie zostały odurzone nieznaną substancją. Na ich ciałach były też ślady duszenia. Wiele wskazuje na to, że 27-latka już wcześniej mogła przygotowywać się do zbrodni. Według ustaleń śledczych Christiane K. wysłała tego dnia najstarszego syna do szkoły, a młodszym dzieciom jak zwykle podała śniadanie. Prawdopodobnie to właśnie w posiłku znajdowała się substancja odurzająca lub środek nasenny. Według ustaleń śledczych po godz. 11 matka położyła dzieci z powrotem do łóżek. Sekcja zwłok wykazała, że maluchy były prawdopodobnie duszone.
Kiedy dzieci już nie żyły, kobieta zadzwoniła do szkoły i zapytała, czy może zwolnić wcześniej 11-letniego Marcela "z powodu śmierci w rodzinie". Pojechała z synem do Duesseldorfu. Tam opowiedziała chłopcu, że zabiła jego rodzeństwo, a następnie kazała mu wsiąść do pociągu do Mönchengladbach, gdzie mieszkała jego babcia.
27-latka została na peronie i rzuciła się pod pociąg. W ciężkim stanie trafiła do szpitala. Przed próbą samobójczą napisała jeszcze sms-a do swojej matki. Poinformowała w nim, że dzieci nie żyją i żeby wezwała policję. Marcel z kolei napisał wiadomość do swojego kolegi z klasy: "Nie przyjdę już, bo moje rodzeństwo nie żyje". Chłopiec przekazał wiadomość nauczycielowi, który także zawiadomił służby.
Czytaj też:
Holandia: Liczba nowych zakażeń wzrosła o 50 proc. w ubiegłym tygodniuCzytaj też:
Sejm uchyli immunitet Scheuring-Wielgus? Jest prywatny akt oskarżenia