W kryzysie systemu bankowego, a szczególnie w upadku najstarszego banku świata Monte dei Paschi di Siena (potocznie Monte Paschi albo MPS), jak w lustrze odbija się ponura rzeczywistość kraju toczonego przez raka rozpasanej korupcji i nepotyzmu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kryzys włoskich banków jest w wielkiej części dziełem cynicznej, bezkarnej kasty bankierów, polityków, bogaczy i potężnych przedsiębiorców. Wszystko wskazuje na to, że MPS, trzeci co do wielkości włoski bank z 5 mln klientów, wcale nie upadł, ale został bezczelnie rozkradziony. Włosi dostali od nowego rządu Paolo Gentiloniego niechciany prezent pod choinkę – dekret przewidujący wpompowanie we włoski system bankowy 20 mld euro z budżetu.
Naturalnie nikt w Italii nie ma za złe rządowi, że wykupił upadający bank. W końcu chodziło o pieniądze milionów klientów. Rząd praktycznie nie miał wyjścia. Inaczej te miliony wyszłyby na ulice. Równocześnie jednak ruszyła nabierająca z każdym dniem większego impetu ostra kampania medialna pod hasłem: „Ujawnić natychmiast nazwiska oszustów i złodziei!”, wspierana przez wielu polityków, głównie, choć nie tylko, opozycji, szefa Stowarzyszenia Banków Włoskich Antonia Patuellego i naturalnie cały naród.
Trudno się tym żądaniom dziwić. Z opublikowanej struktury sięgających zawrotnej sumy 47 mld euro „złych kredytów”, a więc takich, które nigdy nie zostaną spłacone, aż 70 proc. to pożyczki powyżej pół miliona euro, a więc udzielone ludziom i firmom zamożnym oraz bardzo zamożnym. Z całą pewnością menedżerowie MPS źle ocenili zdolność swoich bogatych klientów do spłaty zadłużenia i nie zadbali o gwarancje ani zabezpieczenia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.