Pragnienia nie z tego świata
Artykuł sponsorowany

Pragnienia nie z tego świata

Dodano: 
Pragnienia nie z tego świata
Pragnienia nie z tego świata Źródło:Materiały prasowe
Miriam lubi się śmiać. Z progu domu obserwuje turystów. Chciałaby mówić po angielsku tak jak oni. Właśnie kończy szkołę podstawową, a tym samym całą edukację. W wiosce nie ma szkoły średniej. A nawet gdyby była, rodziców Miriam i tak nie byłoby na nią stać. W takiej sytuacji są tysiące dzieci.

Zanzibar

Simba podąża nad ocean, na niewielką uprawę alg, by pomóc mamie, która najmuje się tam do pracy. Zaraz będzie odpływ. Z wody wyłonią się patyki powiązane sznurkami, a na nich pęki zielonych wodorostów. Ten krótki czas trzeba wykorzystać, by zebrać nowe sadzonki. Nie chodzi do szkoły. Zresztą podstawówkę w wiosce trudno nazwać „szkołą”. Zbite z desek ławki stoją w ciemnej szopie pod rozpadającym się dachem z bambusa i wysuszonych palmowych liści. Kurz, piach i owady wdzierają się każdą szparą. Światło wpada tylko przez małe okienko na górze. Miriam zawsze patrzy w tamtą stronę. W stronę światła.

Mansa całymi dniami przesiaduje na plaży. Nie buduje zamków z piasku. Zbiera muszle i wybiera z nich resztki małży, którymi potem wyżywi się cała jej rodzina. Imię „Mansa” znaczy „trzecia dziewczynka w rodzinie”. Ale nie ostatnia. Mansa ma osiem lat, dwie starsze siostry i trzech młodszych braci.

Nbeba codziennie pomaga w uprawie niewielkiego poletka goździków. Przyprawa ta trafiła na Zanzibar z francuskiej wyspy Reunion w czasie okupacji arabskiej. W 1964 roku jednak, w czasie rewolucji, kiedy afrykańska większość wystąpiła przeciwko arabskiej elicie, handel goździkami przejęła państwowa korporacja, która sztucznie zaniża ceny na rynku. Nawet większym farmerom trudno się więc utrzymać z upraw. Nbeba jednak, w czasie zbiorów, codziennie dzielnie wspina się na drzewka. Kiedy pączki goździków zaczynają nabierać czerwonej barwy, trzeba je szybko zebrać, zanim zakwitną. Najpewniej dlatego, tak sprytnie wspięła się do okna. Najbardziej aromatyczna przyprawa o uwodzącym zapachu tutaj rodzi się w aurze wielkich pieniędzy i smutnego losu ludzi.

Indie

Południowo – wschodnie Indie owiewa tropikalny wiatr. W stanie Andhra Pradesh deszcz pojawia się często. Ale jeszcze częściej spotyka się smutne oczy dziecka. Tak bardzo wtapiają się w codzienność, że miejscowi już nie zwracają na nie uwagi. W Badepuram, wiosce należącej do dystryktu Guntur mieszkają: Kanya, Manasa i Sagari Matha. Ich świat to gliniaste drogi i ubogie chaty. Kanya chodzi już do szkoły średniej. Dzięki pomocy misjonarzy udało jej się wspiąć się na kolejne szczeble edukacji. Marzy o studiach. Manasa jest uczennicą piątej klasy. Chociaż wychowuje się w domu dziecka, w tym roku osiągnęła najlepsze wyniki w klasie. Sagari Matha uczęszcza do 4 klasy. Trafiła do szkoły dla sierot po śmierci mamy. Szkołę prowadzą misjonarze. Pallotyni. Gdyby nie ich pomoc, dzieci byłyby wykorzystywane do pracy ponad siły na polach bawełny. W Indiach ten proceder dotyka aż 55 milionów dzieci – pracując po 13 godzin dziennie, zarabiają jedynie 20 rupii. To zaledwie złotówka. W Andhra Pradesh w ten sposób pracuje prawie 250 000 dzieci. Wędrując na pola mijają malownicze, różowe granity, czerwone piaskowce, srebrzysto - szare marmurowe i kwarcowe skały. Natura upodobała sobie ten region. Niemniej jednak niż ubóstwo. W okolicy Hajdarabadu leży wioska Vutukur. Tam mieszka Ayanna. Ma dziewięć lat. W ten ubogi region Indii rzadko zapuszczają się turyści. Głównym źródłem utrzymania ludzi tutaj jest sezonowa, najemna praca na plantacjach bawełny i papryki chili. Nie stać ich, by opłacać dzieciom bilety na autobus do oddalonej o 8 km szkoły w miasteczku Krosur. A ci uczniowie, którzy chodzą pieszo, są narażeni na poważne niebezpieczeństwo. W regionie rośnie przestępczość. Codziennie słychać o porwaniach nieletnich, którzy wpadają w ręce gangów, są zmuszani do prostytucji i pracy ponad siły.

U podnóża szczytu Saramati, w północno wschodniej części stanu Nagaland, niemal na końcu świata, leży wioska Phukvkui. Do najbliższej stacji kolejowej trzeba jechać 13 godzin. Mieszkańcy wioski, uprawiając małe poletka, są całkowicie zależni od natury. Nie ma tam żadnej infrastruktury. Większość ludzi utrzymuje się z handlu drewnem opałowym, ale jest to z ogromną szkodą dla środowiska, bo lasy gwałtownie się przerzedzają. Tam mieszka Lidiya. Ma 8 lat. Jej rodzice najmują się do pracy w polu. Lidiya bardzo chce się uczyć. Marzy o tym, by kiedyś podróżować. Spogląda na szczyty Himalajów, zaciekawiona, co skrywa się za nimi. Czy kiedyś to zobaczy?

Pragnienia nie z tego świata

Wybrzeże Kości Słoniowej

Powietrze pachnie czekoladą. Jej zapach wiedzie przez plantacje kakao do Ahouakro. To mała wioska, niedaleko Yamousoukro, miasta, nad którym wznosi się monumetalna kopuła Bazyliki Matki Bożej Pokoju. Siedmioletni Antoine z Ahouakro nigdy jej nie widział. Całe dnie spędza w wiosce. O świecie dowiaduje się z książek. Po lekcjach siada pod odrapaną betonową ścianą i rozwiązuje zadania.

Tam jest widniej niż w szkole, otoczonej zardzewiałą blachą, bez okien i podłogi. Potem wraca do domu. Bierze na plecy pięciolitrowy żółty kanister i wędruje prawie dwa kilometry do studni po wodę, by mama mogła ugotować dla rodziny obiad. Czekoladę, wyprodukowaną na pobliskiej plantacji kakao próbował tylko raz. Kupiła ją pewna turystka i podzieliła między tłoczące się dookoła dzieci. Doskonale pamięta jej słodycz. Taki smak ma iworyjskie kakao. Mieszkańców wiosek na nie nie stać. To czekoladowe „złoto” niemal w całości jest eksportowane do Europy i Stanów Zjednoczonych. Potem wraca w postaci słodyczy, które są luksusem dostępnym dla nielicznych krezusów. Prof. Vincent Asse, szef kliniki pediatrii w Buake, innym dużym mieście na Wybrzeżu Kości Słoniowej może kupić dużo kakao i słodyczy z importu. Ale zamiast tego inwestuje w szkołę. Jego rodzinna wioska, Brobo jest pełna dzieci. Wśród nich Boris. Niedawno, dzięki pomocy Profesora przeszedł operację. Trzeba było za nią zapłacić, bo rodzice Borisa nie mają ubezpieczenia zdrowotnego. To – zarezerwowane jest tylko dla najbogatszych. Teraz Boris już doszedł do siebie. Chce chodzić do szkoły. I ma na to szansę. Prof. Asse szukał funduszy w różnych instytucjach pomocowych na świecie, by w swojej rodzinne wiosce stworzyć dzieciom godne warunki do nauki. Wie, że edukacja to bogactwo, którego nikt nie odbierze. Sam przeszedł tę drogę. Lud Baule, żyjący w tym regionie jest dumny. Nie chce, by bieda była stylem życia w ich wioskach. Choć żyje w ubóstwie, patrzy daleko. Może ułatwia to bezkres oceanu? Od brzegu odbijają się silne fale, a wraz z nimi przypływają i odpływają marzenia. W ubóstwie trudno je dogonić. Ubóstwo pęta stopy. Nie pozwala iść dalej. Zdobywana wiedza powoli je rozluźnia. Krok po kroku. Pomaga biec w stronę pragnień.

Tak podąża mała Adele. Ze szkoły wraca brzegiem oceanu. Wraz ze starszym bratem taszczy kilka kokosów, które dała im mama. Wierzą, że spotkają turystów, którym sprzedadzą owoce. Chłopiec dzierży w ręku ostry nóż, którym zręcznie potrafi wycinać w górnej części kokosa niewielki otwór. Wnętrze młodych orzechów kokosowych wypełnia „cudowny napój” - przezroczysty płyn, zwany „wodą kokosową”. W tropikach jest znakomitym napojem chłodzącym i izotonicznym ze względu na dużą zawartość elektrolitów. Plażowicze chętnie gaszą nim pragnienie. W nadbrzeżnych małych restauracjach rozkoszują się smakiem świeżych ryb. Przysiada się do nich Brahima. Z głowy zdejmuje okazały kosz, a w nim, misternie wykonane z drewna Amazaque afrykańskie rzeźby zwierząt. Prosi, by kupili. Opowiada o chorej matce i dzieciach, którym musi zapewnić byt. Jej mąż zginął w czasie zamieszek w Abidżanie, w 2011 roku, podczas tak zwanej II wojny domowej. Walki rozgorzały między zwolennikami dwóch prezydentów, którzy jednocześnie zostali zaprzysiężeni i stworzyli dwa ośrodki władzy państwowej. Od tamtego czasu Brahima musi sobie radzić sama. Z kieszeni luźnej sukienki wyciąga kilka małych szmacianych lalek. Też na sprzedaż. Nagle sięga po odstawiony na bok talerz z niedojedzoną rybą i frytkami. Łapczywie zjada. Turyści kupują „rodzinkę” drewnianych słoni. Będą im przypominały to przejmujące spotkanie – zderzenie światów. Północy i Południa. Południa zachwycającego zielenią i błękitem oceanu, o zapachu kakao, które odpływa w kontenerach do Europy, zabierając ze sobą iworyjskie tęsknoty. Wkrótce wróci tu, wraz z czekoladą ze Starego Kontynentu. I może z nadzieją…

DAJ DZIECIOM NADZIEJĘ – pomóż Pallotyńskiej Fundacji Misyjnej Salvatti.pl wspierać edukację w Afryce.

Pomóż teraz. Wejdź na www.salvatti.pl.

Wpłać dowolną kwotę tytułem: EDUKACJA W AFRYCE na konto:

Bank Pekao SA: 44 1240 1095 1111 0010 3468 8020


Źródło: Materiały prasowe
Czytaj także