Na początku swoich rządów Władimir Putin próbował się dogadywać z Zachodem. Wydawał się godnym następcą Jelcyna – kapitalistą i demokratą, którego władza opiera się na skorumpowanych elitach oligarchów. Dlatego do pewnego momentu nienawidzili go wielkoruscy szowiniści, nacjonaliści, imperialiści i narodowi komuniści, zjednoczeni w tzw. sojuszu czerwono-brunatnym pod wspólnym hasłem walki z Zachodem o odbudowę wielkiego mocarstwa. Obóz ten do dziś dominuje na skrajnie „patriotycznym” skrzydle rosyjskiej sceny politycznej i medialnej. Putina zaczął postrzegać jako „swojego” po aneksji Krymu. Gdy jednak się okazało, że dalej ekspansja nie pójdzie,„czerwono-brunatni” znowu przeszli do opozycji. Po 24 lutego 2022 r. po raz kolejny poparli Putina, by potem go krytykować za to, że nie bombarduje dywanowo Ukrainy, że traci teren, zamiast go zdobywać.„Patrioci” oczekują eskalacji. Żadnych porozumień z Kijowem, tylko podbój,„zbieranie ziem ruskich” i walka z Zachodem. A Putin musi ich czasem słuchać, bo w czasie wojny nie może sobie pozwolić na lekceważenie partii wojny i jej zdyscyplinowanego elektoratu radykałów. Niedawno w Rosji powstał „klub rozwścieczonych patriotów” – czyli nieformalna grupa radykalnych nacjonalistów i imperialistów, niezadowolonych z przebiegu „specoperacji”.
„Patrioci” opublikowali w Internecie wideomanifest, w którym tłumaczą: „Tworzymy wspólnotę patriotycznie nastawionych ludzi, którzy od wielu lat nie słowem, a czynem służą Rosji. Uznajemy prawo Rosji do odtworzenia jej historycznych granic. Ta wojna jest dla nas święta. Jesteśmy rozwścieczeni tym, że idziemy od porażki do porażki” – zapewniał Paweł Gubariew. Narzekał też na rosyjskie władze, w których jest wielu „porządnych ludzi”, ale to wciąż zbyt mało, by przezwyciężyć „inercję skorumpowanego systemu”. Elitę rządzącą nazwał „elitą katastrofy”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.