Liban boi się wojny i zniszczenia
  • Witold RepetowiczAutor:Witold Repetowicz

Liban boi się wojny i zniszczenia

Dodano: 
Wystąpienie Hassana Nasrallaha, szefa Hezbollahu
Wystąpienie Hassana Nasrallaha, szefa Hezbollahu Źródło: PAP/EPA / WAEL HAMZEH
Spacerując po centralnych dzielnicach Bejrutu, trudno dostrzec symptomy wojny czy kryzysu gospodarczego. Restauracje i kawiarnie są pełne, nie ma paniki i chaosu, a ludzie nie wyglądają na przerażonych. Pozory jednak mylą

Na bramie libańskiego Banku Centralnego można zobaczyć specyficzną galerię niesławy. Na plakatach z nagłówkiem "wanted dead or alive", przypominających listy gończe za rabusiami rodem z westernów, widać twarze poważnych ludzi w garniturach i pod krawatami. Większości tak naprawdę nikt nie ściga, bo to elita libańskiej finansjery. Wyjątkiem jest mężczyzna z dolarami w butonierce i trzymający tabliczkę z napisem "1500". To oficjalny kurs dolara, po którym osoby trzymające swoje dolarowe oszczędności w bankach mogą je wypłacać, choć realny kurs to 89 500. Alternatywą jest wypłacanie małych sum dolarowych (zwykle 150 dol.) miesięcznie, co powoduje, że niektórym te wypłaty zajmą dekady. Mężczyzną na plakacie, na który przechodzący obok mężczyzna z ostentacją trzykrotnie spluwa, jest Riad Salameh. Przez 30 lat był on prezesem libańskiego banku centralnego. Dziś jest ścigany przez Interpol na wniosek nie tylko Libanu, lecz także Francji i Niemiec. W 2023 r. został zatrzymany na lotnisku, gdy próbował uciec z kraju z walizkami pełnymi dolarów, ale potem go wypuszczono i rozpłynął się w powietrzu. Jest ścigany, ale mimo to pojawił się na pogrzebie swojego brata i nikt go nie zatrzymał.

Krach bankowy miał miejsce w październiku 2019 r., ale – jak powiedział mi Paul Haidostian, rektor renomowanego Uniwersytetu Haigazian w Bejrucie – do dziś nikt nie ma żadnego planu przełamania kryzysu, bo nawet nie ma zgody co do tego, jakie były jego przyczyny i kto jest za niego odpowiedzialny. Jedni winią rząd, inni bank centralny, jeszcze inni banki komercyjne. Wiadomo tylko, że dolary z banków wyparowały, a wielu Libańczyków straciło ich setki tysięcy. Szlag trafił również emerytury, ubezpieczenia, a pracownicy sfery budżetowej dostają groszowe wynagrodzenia. Sektor prywatny przeszedł na obrót dolarowy i dziś niemal wszędzie w Libanie można płacić amerykańską walutą na równi z miejscową. Ale rząd, widząc, że prywatne biznesy wychodzą na prostą, postanowił podwyższyć im podatki.

Artykuł został opublikowany w 11/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także