Władimir Putin objął władzę w Rosji w 2000 r. Po ośmiu latach rządów zwolnił fotel prezydenta na rzecz Dmitrija Miedwiediewa. W rzeczywistości jednak to Putin nadal pociągał za sznurki. Tak czy inaczej nigdy nie stał na czele państwa w momencie ciężkiego załamania gospodarczego. Ominął go krach rubla w 1998 r. (za czasów Borysa Jelcyna), a gdy po upadku banku Lehman Brothers fala kryzysu finansowego docierała do Europy i Rosji, był już „tylko” premierem.
Gdy po raz kolejny zamienił się miejscami z „Dimą”, wydawało się, że Rosja wróci na ścieżkę szybkiego wzrostu, że będzie dumnie prężyć pierś jako członek coraz bardziej wpływowej grupy państw rozwijających się BRICS (obok Brazylii, Indii, Chin i Republiki Południowej Afryki), że na powrót stanie się ziemią obiecaną dla zachodnich inwestorów: producentów samochodów, butów i jogurtów, a przede wszystkim dla koncernów energetycznych łasych na jej zasoby surowcowe.
I wtedy w Kijowie wybuchł Majdan, a Putin postanowił odebrać Ukrainie Krym. (…)