Niektóre kraje zachodniej Europy uczestniczą w swego rodzaju wyścigu: kto będzie bardziej postępowy, kto dalej przesunie granice obyczajowej rewolucji. Czasami jest to Francja, czasami Hiszpania, niekiedy Belgia. W czołówce od lat są też kraje skandynawskie. Dziś przyjrzymy się Holandii, która ostatnimi laty jakby się opuściła. Tym razem ma jednak szansę zaskoczyć cały świat.
W Holandii pojawił się mianowicie postulat, by zakazać kobietom w ciąży spożywania alkoholu i palenia papierosów. Nie „prosić”, „zalecać” lub „ostrzegać”. Po prostu zakazać. Szczegóły jeszcze nie zostały dopracowane, to jedynie koncepcja pewnej rządowej agendy. Można się jednak domyślić, że skoro ma być zakaz, to będą też kary za jego złamanie.
Pomysłodawcom przyświeca słuszna idea: uchronić dzieci przed zgubnymi skutkami matczynych nałogów. Pojawia się jednak zasadnicza wątpliwość: wszak od dziesięcioleci słyszymy, że każda kobieta ma nieograniczone prawo do decydowania o własnym ciele. Dlaczego więc państwo miałoby się wtrącać do jej upodobań tylko dlatego, że w jej macicy pojawił się jakiś „zlepek komórek”, który „nie jest człowiekiem”? Niewykluczone, że już niedługo w Holandii kobieta będzie karana mandatem za wypalenie jednego papierosa w 20. tygodniu ciąży, bo mogłoby to zaszkodzić dziecku. A miesiąc później będzie mogła legalnie dokonać aborcji. Wytłumaczenie tego fenomenu może być dwojakie: albo Holendrzy uznają, że aborcja nie szkodzi dziecku, albo zgłupieli już do cna.