Tragedia wydarzyła się w sobotę 10 czerwca podczas przyjęcia u sąsiadów Millerów. Dziewczynka wpadła do basenu. Matka, widząc unoszące się na wodzie ciało dziewczynki skoczyła jej na ratunek. Akcja reanimacyjna nie przyniosła jednak rezultatu. Dziewczyna w stanie krytycznym została przewieziona do szpitala i tam zmarła następnego dnia.
Millerowie ze łzami w oczach opowiedzieli, jak wyglądał ostatni dzień życia ich córeczki. – Nagle zrobiło się dziwnie cicho – powiedziała żona Millera dziennikarce opisując ostatnie chwile. – Byłam w trakcie rozmowy, ale coś mnie tknęło, poszłam do pokoju, gdzie byli chłopcy i zapytałam: "Co się dzieje z Emeline?". Zanim mogli odpowiedzieć, spojrzałam na drzwi do ogrodu. I moje serce zamarło – dodała. Morgan Miller wybiegła na zewnątrz i zobaczyła córkę unoszącą się na wodzie. Kobieta natychmiast wskoczyła do basenu, potem zadzwoniła po pogotowie.
– Nie ma dnia, żebym nie modliła się o powrót do tamtej chwili. Chciałabym wszystko zmienić – wyznała Morgan. – Jedyne, co teraz mamy, to szansa, by zmienić życie innych rodziców – dodała. Razem z mężem chcą uświadamiać o zagrożeniu utonięciem, które, jak podkreślają, jest najczęstszą przyczyną śmierci małych dzieci. – Ty jako rodzic nie unikniesz odpowiedzialności za swoje dzieci. I to jest najtrudniejsze do przełknięcia – powiedział Bode Miller.
Czytaj też:
Utonęła niespełna dwuletnia córka mistrza olimpijskiego. "Jesteśmy całkowicie zdruzgotani"