Na początku 1945 r. wszyscy w Niemczech wiedzieli już, że wojna skończy się klęską. No może nie wszyscy. Innego zdania byli całkowicie odklejony od rzeczywistości Adolf Hitler i odurzone narkotykiem nacjonalizmu nastolatki, którym propaganda wmówiła, że lada moment do gry wejdzie Wunderwaffe i losy konfliktu zostaną odmienione.
Żadnych złudzeń nie mieli jednak dorośli, trzeźwo myślący mężczyźni. Choćby gen. Reinhard Gehlen, jeden z najinteligentniejszych oficerów niemieckich służb. Szef słynnego oddziału Obce Armie Wschód, przyszły twórca wywiadu Republiki Federalnej Niemiec. Gehlen wiedział, że żaden „cud nad Szprewą” się nie wydarzy. Wehrmachtowi nie uda się odeprzeć bolszewików i Berlin wkrótce znajdzie się w rękach aliantów. A „tysiącletnia Rzesza” przejdzie do historii zaledwie po 12 latach istnienia.
Oczywiście można było w tej sytuacji załamywać ręce albo strzelić sobie w łeb. Gehlen wolał jednak podejść do sprawy w sposób chłodny i profesjonalny. Czyli rozważyć możliwość dalszego działania dla dobra ojczyzny. Jednym z pomysłów było stworzenie organizacji podziemnej działającej na terenie okupowanych przez aliantów Niemiec.
Problem jednak w tym, że Niemcy nie bardzo znają się na konspirowaniu. Jak więc się do tego zabrać? Jak to zorganizować? Skąd czerpać wzorce? Jak to skąd?! Przecież tuż za miedzą mieszkają najlepsi eksperci od spiskowania. To oczywiście Polacy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.