Czy zasada, że o umarłych mówi się tylko dobrze, w każdym razie bezpośrednio po śmierci, odnosi się do każdego? Naturalnie nie. Istnieją postacie, o których nie tylko dobrze mówić, ale także milczeć nie sposób. Do takich należy Wojciech Jaruzelski.
W odniesieniu do komunistycznego genseka nie mamy do czynienia z de- monem zbrodni, ale banalnością zła, jak określiła to Hannah Arendt. O ile użycie tej formuły przez autorkę „Kondycji ludzkiej” w odniesieniu do Adolfa Eichmanna jest bardzo dyskusyjne, o tyle wydaje się wręcz stworzone do ujęcia fenomenu Jaruzelskiego. Wszystko w tej postaci jest małe, pretensjonalne, a jednocześnie paskudne.
Aby dostać się na szczyt komunistycznej hierarchii w państwie zależnym od Moskwy, w komunistycznym systemie, trzeba było spełniać określone kryteria. Trzeba było służyć sowieckim mocodawcom w sposób doskonały, zgadywać ich życzenia i nie mieć żadnych moralnych skrupułów. Należało być karierowiczem i niewolnikiem w stopniu absolutnym. I takim był gen. Jaruzelski.
Agent wojskowej, wyjątkowo okrutnej bezpieki, który donosił na swoich kolegów. Oficer polityczny pilnujący ideologicznej prawomyślności w szeregach wojska, polujący na patriotów polskich. Osobnik dokonujący antysemickiej czystki i dowodzący agresją na sąsiednie bezbronne państwo. Wszystko było u niego funkcją posłuszeństwa swoim zagranicznym mocodawcom, a więc w sposób najczystszy demonstracją zaprzaństwa i zdrady.
Oto osobnik organizujący krwawą pacyfikację polskich robotników i tłumiący najwspanialszy polski zryw, jakim była Solidarność. Wszystkie te czyny powodowane były służalczością wobec Moskwy. Nawet wprowadzając stan wojenny, skamlał o pomoc sowiecką, uznając, że siły, którymi dysponował, mogą nie wystarczyć do złamania narodowego oporu. I cały czas usta miał pełne frazesów na temat patriotyzmu oraz godności.
W sytuacji totalnego kryzysu, do którego doprowadził ze świadomością, że czerwona armia nie przyjdzie mu już z pomocą, najprawdopodobniej również na moskiewski rozkaz, rozpoczął operację Okrągłego Stołu, która pierwotnie polegać miała na kooptacji części opozycji do struktury władz. Operacja wymknęła się spod kontroli. Czy to ma wystarczyć, aby nie tylko zrehabilitować, ale także windować go i wynosić na piedestał? Pytanie jest retoryczne, a twierdząca odpowiedź byłaby kpiną. Niestety, należy do kanonów III RP.
To, że Jaruzelskiego nie osądzono za jego zbrodnie, jest miarą degrengolady nowej Polski. Powinniśmy pamiętać, że broniąc go, jego dawni towarzysze chcą zamazać własne podłości, odrażające życiorysy czy choćby tylko oportunizm i karierowiczostwo. Są także tacy, którzy rewidują jego ocenę z powodu doraźnych rachub politycznych. Inni robią to z głupoty, powodowani stadnym odruchem wytworzonym przez lata propagandy III RP.
Bez względu na motywy ich działania uniemożliwiają oni przywrócenie w na- szym kraju etycznego ładu. A bez tego nie możemy nawet marzyć o odbudowie prawdziwego dobra wspólnego, jakim powinno być niepodległe państwo.