„A patrząc – widzą wszystko oddzielnie/Że dom… że Stasiek… że koń… że drzewo”. Tak o „strasznych mieszczanach” pisał przed wojną Julian Tuwim. Ten metaforyczny skrót idealnie oddaje mentalność mieszczucha i wyznawcy III RP, czytelnika „Gazety Wyborczej” i „Polityki”, namiętnego oglądacza TVN.
Tego ostatniego medium Tuwim jeszcze nie znał, toteż pisał: „Jak ciasto/biorą gazety w palce/I żują, żują na papkę pulchną,/Aż papierowym wzdęte zakalcem,/Wypchane głowy grubo im puchną”.
Teraz musiałby dodać obrazki z ekranów telewizyjnych i jazgot ich komentatorów. Od tego wodogłowie naszych mieszczan wielokrotnieje. Jednak poza tym opis trafia w sedno.
Co stanowi tabu III RP? Łączenie faktów i wyciąganie z nich wniosków. Czyli myślenie po prostu. Nazywane jest ono teorią spiskową albo spiskowym myśleniem, a to jest największe oskarżenie ze strony opiniotwórczych ośrodków Polski dziś. Wszystko mamy widzieć oddzielnie.
Nie wolno dostrzegać zależności między karierami robionymi w PRL a niechęcią do rozliczenia komunizmu. Nie powinniśmy zastanawiać się nad relacjami między rodowodem korporacji sędziowskiej a jej oporem przed karaniem zbrodni sprzed 1989 r. Nie możemy wiązać bezkarności członków establishmentu z chorobą moralności w III RP. Nie należy rozważać, czy sowiecka edukacja szefów WSI wpływa na ich przydatność dla niepodległej Polski.
Gigantyczna kara nałożona na wydawcę „Wprost” za naruszenie przed pięcioma laty międzynarodowych standardów rachunkowości nie ma, oczywiście, żadnego związku z opublikowaniem przez ten tygodnik kilka dni wcześniej materiałów kompromitujących rząd, a rewizja w biurze szefa klubu w PSL tylko przypadkiem zbiegła się w czasie z głosowaniem nad wotum nieufności dla szefa MSW.
Urban III RP, Jacek Żakowski, powtarza nam w ostatniej „Polityce”, że pomysł porównywania zestrzelenia malezyjskiego samolotu do katastrofy rządowego tupolewa z 10 kwietnia 2010 r. narodzić się może tylko w chorej głowie. Putin z tamtego czasu był przecież zupełnie innym Putinem, zachowywał się wzorcowo i dlatego powierzenie mu całości śledztwa przez władze PO było rozwiązaniem optymalnym.
Żakowski nie próbuje apelować do myślenia, to przecież czynność podejrzana, uprawiana przez zwolenników teorii spiskowej. Wbija czytelnikom „Polityki” w głowy tezy jak gwoździe. Są do tego przyzwyczajeni. Gdyby zaproponować im co innego, spuchłe głowy mogłyby jedynie rozboleć. Wypychają je więc kolejną porcją papierowego zakalca, aby nie wystarczyło już miejsca na wątpliwości, kiedy widzą, że sekcje zwłok nie muszą być robione w Moskwie, a czarne skrzynki mogą trafić do rąk właścicieli samolotu. Przecież czarne skrzynki tupolewa i boeinga to zupełnie co innego.