Co trzeba jeszcze, aby kompromitacja zagranicznej polityki PO dotarła do dominujących
mediów III RP? Takiej możliwości nie ma, gdyż oznaczałaby ona równocześnie ich
autokompromitację. Tak wiernie towarzyszyły Donaldowi Tuskowi i jego plenipotentowi
Radosławowi Sikorskiemu w kolejnych ekscesach i zwrotach, tak żarliwie suflowały
najbardziej absurdalne uzasadnienia i tłumaczenia, tak wykpiwały jakąkolwiek próbę dyskusji
z dogmatami jedynie słusznej linii i tak namiętnie szukały każdego pretekstu, aby uznać go za
dowód słuszności działań ukochanych przywódców, że stały się współodpowiedzialne za
wszystko, co zostało przez nich zrobione.
Po dojściu do władzy PO ogłosiła, że przyczyną naszych problemów z Rosją byli wyłącznie
Kaczyńscy. Koncepcję jagiellońską, czyli sojusz z państwami międzymorza o podobnej do
nas sytuacji geopolitycznej, zastąpić miały bezpośrednie związki z Moskwą i Berlinem. Ten
zwrot ogłosił Sikorski w swoim programowym artkule na łamach – jakżeby inaczej – „Gazety
Wyborczej”.
Po odwiedzinach Tuska w Moskwie (inne państwa regionu polski premier ostentacyjnie
lekceważył) jeden z portali rosyjskich nazwał go „naszym człowiekiem w Warszawie”. Tusk
rewanżował się, nazywając Putina „naszym człowiekiem w Moskwie”. Tę harmonię
scementowała tragedia smoleńska. Każdy, kto kwestionował działania służb Putina i wysuwał
wątpliwości pod adresem Moskwy, klasyfikowany był w dominującym dyskursie jako
„opętany nienawiścią rusofob”. Kiedy prezydent Komorowski dekorował wysokimi polskimi
orderami przedstawicieli służb Putina, którzy tak doskonale zajęli się ochroną dowodów
katastrofy i badaniem zwłok ofiar, rzecznik rządu Paweł Graś przepraszał żołnierzy
rosyjskich, którzy je okradli.
Jeszcze w listopadzie 2013 r. rząd polski prosił Kreml o wybaczenie za spalenie budki
polskiej policji pod rosyjską ambasadą, gdy bojówkarze rosyjscy koktajlami Mołotowa
bombardowali polską ambasadę w Moskwie, za co nikt przepraszać ani się tego domagać nie
miał zamiaru.
Gdy się okazało, że nie taki Putin zachodni i nie tak bardzo miłujący pokój, dowiadywaliśmy
się, że wcześniejsza postawa władz PO była uzasadniona, gdyż dzięki niej europejscy
partnerzy słuchają naszego głosu i nie uznają nas za rusofobów. Pewnie manifestacją tego był
brak zaproszenia Polski na berlińskie spotkanie radzące nad rosyjsko-ukraińskim konfliktem.
Wypowiedź Angeli Merkel, która stwierdziła, że obok wewnętrznych zobowiązań NATO
równie obligujące (czytaj: bardziej) są układy Rosja – NATO, oznacza, iż wzięła do serca
wezwanie Sikorskiego, aby Niemcy przewodziły Europie. Jak słyszymy: nie tylko Europie,
ale i całemu NATO.
Raz jeszcze okazało się, co warte są poklepywania, jakich nie szczędzą Tuskowi i
Sikorskiemu przywódcy Niemiec i Francji w ramach Trójkąta Weimarskiego. W każdym
razie to jedyne sukcesy naszych liderów w międzynarodowej polityce.